Acedia czyli duchowa depresja z powodu nieakceptowania siebie i swojego życia

Autor tekstu
ks. Jacek Nawrot
Motto: „Delikatną roślinę zgiął lekki podmuch, a pomysł odejścia pochwycił ogarniętego przez acedię. Drzewem mocno stojącym nie zachwiała siła wiatrów, a niezachwianej duszy nie ugięła acedia”. /Ewagriusz z Pontu/

Motto: „Delikatną roślinę zgiął lekki podmuch, a pomysł odejścia pochwycił ogarniętego przez acedię. Drzewem mocno stojącym nie zachwiała siła wiatrów, a niezachwianej duszy nie ugięła acedia”. /Ewagriusz z Pontu/ 

1. Czym jest acedia

Termin „acedia” można tłumaczyć jako: «znużenie», «apatię», «wyczerpanie», «przygnębienie», «smutek» czy też «brak zainteresowania czymkolwiek». Są to doświadczenia bardzo dobrze nam znane. Pewnie ludzie wszystkich wieków doświadczali czegoś takiego. Jednak w przypadku mnichów mieszkających samotnie na pustyni, rzadko kontaktujących się z innymi ludźmi, niemających żadnych atrakcyjnych zajęć, żadnych używek, żadnych rozrywek, czyli właściwie pozbawionych możliwości ucieczki, ten stan był zasadniczym problemem.

Czy zatem takie stany nie są charakterystyczne jedynie dla ludzi żyjących samotnie? Może to tylko ich problem, bo ludzie zajmujący w życiu określone miejsce, podejmujący konkretne obowiązki i zadania, żyjący w rodzinach, zatroskani o właściwe warunki życia, nie przeżywają takich trudności? Jednak w momencie, kiedy kończą się zadania związane z wypełnianiem zwykłych obowiązków, tak czy inaczej musi nastąpić konfrontacja z brakiem określonego celu, brakiem czegoś, co nas zajmuje. Wtedy stajemy przed problemem czystego istnienia, co przeżywamy jako pustkę.

Warunkiem powstania acedii w duszy człowieka jest pojawienie się nienawiści: gniewu do tego, co jest, i pożądania tego, czego nie ma i co obecnie jest nieosiągalne. Nienawiść należy w tym przypadku rozumieć bardzo szeroko, obejmując tym pojęciem także wszelkie obrzydzenie i uprzykrzenie. Prawda o napięciu istniejącym w acedii często pojawia się u Ewagriusza z Pontu: “Acedia jest jednoczesnym i długotrwałym pobudzeniem popędliwości i pożądliwości, ta pierwsza złości się na to, co obecne, druga zaś pożąda tego, co nieobecne”. Bardzo istotne w tym sformułowaniu jest wskazanie na długotrwałość pobudzeniu. W istocie zatem acedia jest owocem utrwalonego sposobu reagowania na naszą podstawową sytuację egzystencjalną: wieczne nienasycenie tym, co tutaj mamy do dyspozycji, I wieczne pragnienie czegoś, czego nie możemy tutaj bezpośrednio osiągnąć. Acedia narzuca się nam jako odpowiedź na tą sytuację.

2. Przejawy acedii

Klasycznym tekstem opisującym działanie demona acedii jest fragment dzieła: 0 praktyce ascetycznej Ewagriusza z Pontu, mówiący o doświadczeniu mnicha opanowanego przez tego demona: “Demon acedii, nazywany także demonem południa, jest najuciążliwszy spośród wszystkich demonów Nachodzi mnicha koło godziny czwartej i osacza jego duszę aż do godziny ósmej. Najpierw sprawia, że słońce zdaje się poruszać zbyt wolno lub wręcz nie poruszać wcale, a dzień tak się dłuży, jakby miał pięćdziesiąt godzin. Następnie przymusza mnicha, aby ciągle wyglądał przez okno i wybiegał z celi, by wpatrywać się w słońce, jak daleko jeszcze do godziny dziewiątej; albo by rozglądać się tu i ówdzie, czy któryś z braci nie [nadchodzi]. Wzbiera w nim wreszcie nienawiść do miejsca [w którym mieszka], do takiego życia i do ręcznej pracy. I [podsuwa myśl], że zanikła miłość wśród braci, a nie ma nikogo, kto by go pocieszył. A jeśli jest ktoś, kto w owych dniach zasmucił mnicha, to tym także posługuje się demon, by zwiększyć jego nienawiść. Sprawia, że opanowuje go tęsknota za innymi miejscami, w których łatwiej znaleźć to, co konieczne [do życia], i rzemiosło, które wymaga mniej wysiłku, a przynosi więcej korzyści. I dodaje, że podobanie się Panu nie jest zależne od miejsca. Wszędzie bowiem — mówi — można wielbić Boga. Do tego wszystkiego dołącza wspomnienie bliskich i dawnego życia, i ukazuje, jak długi jeszcze żywot go czeka, stawiając jednocześnie przed oczy trudy ascezy. I jak się to mówi, próbuje różnych sztuczek, aby mnich pozostawiwszy celę uciekł z placu [walki]. Żaden inny demon nie podąża za demonem acedii. Tak więc po wygranej walce ogarnia duszę uspokojenie i niewysłowiona radość”.

Bardziej wymowny dla naszego współczesnego życia będzie może inny przykład. Kiedyś jeden ze współbraci opowiadał o swoim spotkaniu z przyjacielem z lat szkolnych, którego odwiedził, będąc w domu na odpoczynku. Przyjaciel przyjął go serdecznie, posadził przy stole, zaproponował herbatę i coś do niej, jednak cały czas podczas ich rozmowy włączony był telewizor, co drażniło naszego współ- brata. Zaproponował zatem, aby go wyłączyć, bo przeszkadza w rozmowie. Na co usłyszał: „Tak, ale może pokażą coś ciekawego?". „To sprawdź w programie, co będzie". „No tak, ale oni czasem zmieniają program!". Oczywiście telewizor był dalej włączony przez cały czas spotkania.

Konkluzja owego przyjaciela z lat szkolnych jest znamienna i bardzo dobrze oddaje stan świadomości wielu ludzi. Telewizja stała się stałym elementem normalnego życia domowego a nawet jego centrum. Do jeszcze większego uzależnienia dochodzi w przypadku Internetu. Przy czym podstawą tego uzależnienia jest oczekiwanie na coś ciekawego, nowego, na coś, co nas zajmie i da jakieś zaspokojenie. Kiedy się jednak trzeźwo zastanowić, to nic takiego nie może w istocie nastąpić. Kolejne informacje, kolejne obrazy, oglądane sceny, gry itd. nie są w stanie dać nam pełnej satysfakcji. Jednak nadal siedzimy i szukamy nowych informacji, obrazów, scen, gier... Taką tendencję nosimy w sobie już od wieków.

Gracz jest dobrą metaforą naszego zwykłego życia, zatroskanego i zabieganego o to, co możemy tutaj na ziemi osiągnąć. Jeżeli jednak zrealizujemy nasze marzenia, to okazuje się, że to nie wystarcza, i dalej marzymy i dążymy do czegoś nowego. I tak można bez końca. Okazuje się, że nie potrafimy żyć tym, co mamy, używając tego w takim zakresie, w jakim jest to nam potrzebne, wiedząc, że w naszym życiu chodzi o coś o wiele większego, czego nic z tego, co tutaj osiągalne, nie może zastąpić.

Pierwszym i najbardziej widocznym znakiem opanowania przez acedię jest wewnętrzny niepokój. Ten objaw pozwala odróżnić człowieka pozytywnie zaangażowanego od opanowanego przez acedię. Częstą jej formą jest neurotyczny aktywizm zawodowy nazywany pracoholizmem. Zresztą wszelkie formy uzależnień, czy to od używek, czy od jakichś czynności, czy związków z innymi ludźmi są przejawami takiej ucieczki i braku zdolności przyjęcia rzeczywistości takiej, jaka jest. Mogą to być nawet bardzo szlachetne działania duszpasterskie czy charytatywne, a nawet aktywna pobożność. Te ostatnie są o tyle bardziej niebezpieczne, że łatwo sobie wmawiamy, że robimy coś dobrego i w związku z rym jesteśmy naprawdę blisko Boga. Jednak taka sytuacja przypomina spotykanych przez Pana Jezusa w Ewangelii faryzeuszy, którzy byli niezmiernie pobożni i uważali się za stróżów wiary. Jednak o nich powiedział Pan Jezus: groby pobielane, obłudnicy... Niestety także pobożność może być rodzajem ucieczki od spotkania z żywym Bogiem, a tym samym pogonią za czymś pozornym i przez to przejawem acedii!

Acedia przejawia się szczególnie dotkliwie wówczas, gdy nosimy w sobie pragnienie uznania, ambicji bycia lepszym, uzyskania potwierdzenia siebie. Często u podstaw tych pragnień leży ideał, z którym się konfrontujemy. Gdy jednak nie uzyskujemy spodziewanego uznania, a jednocześnie nie możemy zmienić sytuacji, w jakiej żyjemy — czy dotyczy to więzi z osobami, z którymi przyszło nam żyć: z żoną, mężem, dziećmi, współbraćmi..., czy miejsca lub pracy — zamykamy się pełni złości na siebie. Autoagresja jednak od razu przenosi się na innych i całą sytuację. Odcinamy się więc od nich, zatwardzając swoje serca. Stajemy się nieczuli i głusi, a jednocześnie istnieją w nas ogromne napięcia: z jednej strony wołanie, jakby z głębokiej studni, o pomoc przy jednoczesnej złości na wszystko i wszystkich. Jest to szczególnie trudny stan. Ewagriusz z Pontu opisuje go z drżeniem: ”Co z kolei mamy powiedzieć o demonie, który czyni duszę nieczułą? Boję się nawet pisać o nim: jak dusza wyobcowuje się z własnego stanu w czasie jego przybycia i pozbawia się bojaźni Bożej oraz pobożności, i nie uznaje już grzechu za grzech, i nie uważa nieprawości za nieprawość. W jej pamięci kara i sąd wieczny są już tylko jakby gołymi słowami, tymczasem zupełnie wyśmiewa ogniste trzęsienie ziemi. Wprawdzie niby wyznaje Boga, jednak nie poznaje jego zarządzenia. Uderzasz się w piersi, kiedy dusza zwraca się do grzechu, a ona nie czuje. Cytujesz słowa Pism, a ona jest całkiem zatwardziała i nawet nie słyszy. Przedstawiasz jej hańbę przed ludźmi, a nie zastanawia się nad wstydem przed braćmi. Wstyd [pokazujesz] u ludzi i nie pojmuje, niczym świnia, która zamyka oczy i wyłamuje ogrodzenie”.

Wiele jest zewnętrznych objawów acedii. Za ojcem Gabrielem Bunge, można wyliczyć: „niepokój wewnętrzny i potrzeba ciągłych zmian", „lęk", „przesadna troska o własne zdrowie", „nienawiść do wyuczonego zawodu połączona z pragnieniem zdobycia innego", „oskarżanie innych ludzi o swoje złe samopoczucie psychiczno-duchowe, nieszczęścia lub niepowodzenia", „kompulsywne poszukiwanie rozrywki, by odurzyć wewnętrzny bó1 i cierpienie", „nieopanowana potrzeba ludzkiego towarzystwa", „pozory cnoty", „ogromna trudność w spełnianiu codziennych obowiązków”, „niszczący maksymalizm, pracoholizm", „niechęć do życia anachoreckiego i do życia w ogóle". Wszystkie one są przejawami różnego rodzaju ucieczki od konfrontacji z trudem istnienia.

W doświadczeniu mnichów acedia wyraża się bardzo prostą ucieczką — opuszczeniem celi. Ewagriusz z Pontu pisze w swoim liście do mnichów: “Natomiast o myśli acedii napisaliście: Pokusa ta bowiem jest złożona z kilku myśli, ponieważ powstaje z nienawiści i pożądliwości. Kto bowiem ulega acedii, nienawidzi tego co jest, pożąda zaś tego, czego nie ma. A im bardziej pożądliwość ściąga mnicha na dół, tym bardziej też nienawiść wypędza go z celi; wówczas przypomina on nierozumne zwierzę, z przodu ciągnięte przez pożądliwość, a z tyłu bite i popychane przez nienawiść”.

Stwierdzenie, że acedia wypędza mnicha z celi, jest streszczeniem bardziej ogólnej prawdy o braku akceptacji własnej sytuacji, a właściwie siebie w tej sytuacji. Brak takiej akceptacji najłatwiej można dostrzec w zewnętrznym zachowaniu. Zupełnie podobnie jak chorobę najłatwiej uchwycić przez jej zewnętrzne objawy. Jednak te objawy nie są samą chorobą, która dotyczy czegoś innego. Są jej przejawem, ale czasem używamy ich jako skrótu myślowego do wskazania na samą chorobę. Podobnie w przypadku acedii — owo „wypędzanie z celi" stało się swoistym skrótem myślowym wskazującym na acedię. Brak wewnętrznej akceptacji siebie, o wiele trudniej uchwytny, w acedii wyraża się brakiem akceptacji sytuacji zewnętrznej.

W przypadku ludzi żyjących w świecie „wypędzanie z celi" wyraża się stałą chęcią zmiany: jeżeli jesteśmy w domu, chcemy gdzieś pójść, ale gdy jesteśmy z wizytą u kogoś, to z kolei chcemy wrócić do domu. Podobnie kiedy robimy coś, chcemy robić coś innego, jednak gdy właśnie robimy to, co chcieliśmy robić, znowu chce się nam czegoś innego. Acedia wyraża się często stałym niepokojem i nieopanowaną chęcią robienia czegoś innego lub bycia gdzieś indziej. Acedia przejawia się także w hipochondrii, czyli nadmiernej trosce o własne zdrowie. Jednocześnie istnieje tutaj podwójne oddziaływanie: z jednej strony acedia wzbudza lęk, który powoduje dolegliwości organizmu, a te z kolei napędzają lęk o zdrowie, co umacnia acedię. Tworzy się w ten sposób zamknięte koło, które można przerwać jedynie gwałtownym cięciem, nie poddając się lękowi.

Istnieje także pozytywne oddziaływanie ciała na ducha, a raczej na wnętrze, czyli serce. Jeżeli chcemy osiągnąć pokój wewnętrzny, to staramy się wpierw zachować taki pokój na zewnątrz w otoczeniu, we własnych postawach, w równomiernym oddechu, w ruchach, gestach, sposobie mówienia, reagowania, przez słuchanie odpowiedniej muzyki itd. Są to metody wyciszania i osiągania pokoju wewnętrznego wyrastające z prawdy o istniejącej w nas jedności ducha i ciała. Także z tej racji dla uporządkowania ducha bardzo ważna jest właściwa higiena ciała i naszych zewnętrznych zachowań. Zazwyczaj porządek duchowy i zewnętrzny idą w parze. I odwrotnie, przy leczeniu choroby ciała potrzeba zmiany naszego nastawienia do rzeczywistości, sposobu myślenia itd.

Powiązanie ciała i ducha jest wszechstronne. Niestety najczęściej o tym nie myślimy i żyjemy naszymi duchowymi pragnieniami w oderwaniu od praw rządzących naszym ciałem, i odwrotnie. Istnieje wielka pokusa zwiększania surowości życia i wymagań ascetycznych, której ulegają gorliwi. Taka surowość staje się dla tych ludzi rękojmią tego, że są blisko Boga. Surowa asceza odgrywa w tym przypadku podobną rolę jak w przypadku faryzeuszy literalne trzymanie się Prawa. Niestety żadne zewnętrzne ćwiczenia ani formalizm prawny nie otwierają automatycznie serca na Boga. Wręcz przeciwnie, często bywają ucieczką przed Nim, jak to widać w przypadku różnych fanatyków. Ewagriusz pisze o takim przypadku:

“Tego demona [obżarstwa] naśladuje także przeciwnik prawdy, demon acedii, podpowiadając wytrzymałemu najsurowszą anachorezę, zachęcając do rywalizacji z Janem Chrzcicielem i pierwszym spośród anachoretów, Antonim, aby nie wytrzymując stałej i nieludzkiej anachorezy, uciekł ze wstydem opuściwszy miejsce”.

3. Lekarstwo na acedię

Acedia jest doświadczeniem duchowym ogarniającym całą duszę i dlatego żadne cząstkowe pociechy nic nie pomogą. Najczęściej jednak uparcie oczekujemy pocieszenia lub potwierdzenia siebie i swoich racji u innych. Gdy ich nie dostajemy, odcinamy się od przyjaciół i bliskich i przerzucamy na nich odpowiedzialność za swoje niepowodzenia i cierpienie. Winnym także bywa władza lub miejsce i sytuacja zewnętrzna, które nie pozwalają nam realizować siebie w pełni. Taka reakcja jednak jedynie pogłębia chorobę i związany z nią ból. Gabriel Bunge pisze: „Ludzie ci nie pojmują, że tkwią w samym centrum szczególnie trudnej walki z samym sobą i że ich przeciwnikiem nie jest żadna instytucja, żaden ślub ani też współmałżonek, koledzy w pracy czy też co innego, lecz własne zranione «ja», skutek zakochania się w samym sobie, w którym Ewagriusz widzi korzenie wszystkich ośmiu «sprawczych myśli»”.

W takiej sytuacji wszelkie pociechy nie tylko nic nie dają, ale jeszcze pogrążają człowieka, gdyż stwarzają złudzenie poprawy, jak po przyjęciu środka przeciwbólowego w czasie choroby. Pociechy jedynie oddalają konfrontację z rzeczywistością. Prawdziwym lekarstwem w takiej sytuacji jest wytrwanie i akceptacja siebie i swojej sytuacji w otwartości i w świetle prawdy.

Pierwszym i najważniejszym wymiarem walki z acedią jest modlitwa, podczas której do tej walki dochodzi wprost. Modlitwa jest całkowitym przeciwieństwem acedii, bo jest czasem spotkania z Bogiem. Z kolei acedia przede wszystkim uderza w modlitwę i stara się ją wyeliminować z naszego życia. Walka przy pomocy modlitwy dotyczy przede wszystkim wezwania do nieustannej modlitwy, czyli jest wysiłkiem ciągłego stawania przed Bogiem i bycia z Nim: „módl się uważnie i żarliwie, a duch acedii ucieknie od ciebie”.

Praktycznie w tradycji monastycznej polega to na nieustannym podejmowaniu krótkich wezwań modlitewnych powtarzanych w sercu. Najczęściej są to zdania z Pisma Świętego, przeczytane podczas lectio divina lub recytowane podczas liturgii. Zawiera się w nich uwielbienie Boga lub wznoszona do Niego prośba o zbawienie. Klasycznym przykładem jest Modlitwa Jezusowa, w której nieustannie powtarza się sentencję: „Panie Jezu Chryste, Synu Boga żywego, zmiłuj się nade mną grzesznikiem". W naszej zachodniej tradycji mówi się o „aktach strzelistych", czyli krótkich wezwaniach skierowanych do Boga. Takiemu sposobowi walki ze złymi myślami poświęcił Ewagriusz specjalny traktat: „O sporze z myślami", w którym zebrał różne fragmenty Pisma Świętego, będące dobrymi odpowiedziami na pojawiające się pokusy.

Istnieją także inne sposoby ćwiczenia się w świadomości trwania przed Bogiem. Do nich należy często powtarzana na różne sposoby myśl o śmierci. Ewagriusz z Pontu robi z niej narzędzie walki z acedią: “Trzeba, aby mnich ciągle trwał w gotowości, tak jakby musiał umrzeć jutro, a z kolei by tak używał swego ciała, jakby musiał żyć z nim jeszcze przez wiele lat. Taka postawa — mówi — z jednej strony niweczy myśli acedii i sprawia, że mnich jest bardziej gorliwy. Z drugiej strony zachowuje jego ciało w dobrym zdrowiu i utrzymuje ciągle jednakową jego wstrzemięźliwość”.

Monastycyzm zasadniczo wyrasta z refleksji nad tym, co w perspektywie ostatecznego spotkania z Bogiem należy robić w zwykłym życiu. Stopniowo mnisi r zumieli, że o naszym zbawieniu rozstrzyga prostota życia. Ona też jest orężem walki z acedią i innymi pożądaniami. Ewagriusz pisze: “Troszcz się o pracę ręczną i to stosownie do sił we dnie i w nocy, abyś nie obciążał kogoś, ale raczej sam innych obdzielał, jak zachęca i mówi święty Paweł. A w ten sposób zwyciężysz także demona acedii i oddalisz od siebie wszystkie pozostałe pożądliwości wzniecone przez wroga. Lenistwu bowiem towarzyszy demon acedii, a jak mówią, mieszka on w pożądliwościach”.

Właściwym przeciwieństwem acedii jest apatheia — wewnętrzny pokój i wolność od namiętności, czemu w Biblii odpowiada czystość serca. Jest to stan pełnej harmonii życia. Przejawia się ona prostotą: robieniem tego, co potrzeba, bez szukania czegoś nadzwyczajnego dla siebie. Praktycznie przejawia się to w spokojnym ustaleniu właściwej miary dla wszystkich czynności dnia, z dbałością o umiar i harmonię: “Wyznacz sobie miarę w każdym dziele i wcześniej nie odstępuj, póki jej nie wypełnisz”.

Opracowanie na podstawie książki „Acedia dziś” ojca Włodzimierza Zatorskiego