Bóg a bożki

Autor tekstu
o. Dariusz Michalski SJ
Usłyszałem ostatnio pewne świadectwo na zakończenie rekolekcji ignacjańskich. Młoda kobieta dzieliła się swoim doświadczeniem trudności i pokusy przeżywanych w czasie Ćwiczeń duchowych. Mówiła o niemożności udania się do swojego bożka właśnie z powodu przebywania na rekolekcjach i w konsekwencji wejścia w rytm modlitwy oraz styl funkcjonowania w bliskości z Bogiem.

Usłyszałem ostatnio pewne świadectwo na zakończenie rekolekcji ignacjańskich. Młoda kobieta dzieliła się swoim doświadczeniem trudności i pokusy przeżywanych w czasie Ćwiczeń duchowych. Mówiła o niemożności udania się do swojego bożka właśnie z powodu przebywania na rekolekcjach i w konsekwencji wejścia w rytm modlitwy oraz styl funkcjonowania w bliskości z Bogiem.

Najbardziej poruszające były dla mnie słowa mówiące o „udaniu się do bożka”. Możemy wierzyć w Boga i praktykować swoją wiarę latami. Możemy przez cały ten czas uważać, że tak naprawdę nie mamy żadnych bożków. Możemy wierzyć, że do nikogo nie chodzimy poza samym Bogiem. A jednak właśnie często jest na odwrót. Każdy z nas doświadcza chwil samotności, rozczarowań czy niepowodzeń. Chwil cierpień fizycznych, psychicznych lub duchowych. Czy zastanawiałeś się kiedyś nad tym, do kogo w takich chwilach się udajesz? Do kogo idziesz? A może nie miałeś odwagi przyznać się, że idziesz do swoich bożków? Może ich nawet nie zauważałeś? Sposobem na zamydlanie sobie oczu jest mówienie o szukaniu pocieszenia, odpoczynku, relaksu, lepszego samopoczucia czy modnego obecnie życiowego spełnienia się. Nie ma nic złego w czuciu się dobrze czy zadowoleniu z życia. Problem pojawia się wtedy, gdy szukamy takich stanów za wszelką cenę, gdy udajemy się do naszych bożków, aby nam to zapewniły. Przyjrzyjmy się różnicy pomiędzy tym, co dzieje się, gdy uciekamy się do bożków i gdy udajemy się do prawdziwego Boga.

Do bożków zwracamy się, by coś uzyskać. Szukamy, ogólnie mówiąc, lepszego samopoczucia, polepszenia naszego życia w wymiarze zewnętrznym. Do Boga idziemy po to, aby się z Nim spotkać. Do Boga idziemy dla Niego samego. Nie musimy nic od niego uzyskiwać. Mamy pozyskać Jego samego. Uczymy się, aby sam Bóg nam wystarczał jak mawiała św. Teresa z Avila. Mówiąc jeszcze inaczej do bożków idziemy po to, aby coś załatwić, zrobić z nimi interes: dam ci moją modlitwę, wyrzeczenia, a ty mi dasz to, czego potrzebuję. Do Boga przynosimy siebie i szukamy nie siebie, ale samego Boga. Modlitwa, wyrzeczenia czy po prostu zwykła zgoda na to, co jest stanowią drogę do odnalezienia samego Boga.Z bożkami nie można prowadzić dialogu. Z bardzo prostej przyczyny: „Mają usta, ale nie mówią; oczy mają, ale nie widzą. Mają uszy, ale nie słyszą” (Ps 115, 5-6). Bożki są wytworem ludzkim. Są martwe. Nie są osobami. Nie mogą nam odpowiedzieć. To, co słyszmy od nich to tylko nasze własne myśli, imitacja prawdziwego dialogu. Tylko jeden jedyny Bóg w Trzech Osobach, jest prawdziwym Bogiem, z którym możemy rozmawiać. Możemy się Mu zwierzać ze swoich trudności, problemów, radości. Możemy Mu się powierzać. Możemy przed Nim wylewać nasze serca i Jemu ufać (por. Ps 62, 9). Możemy prosić Go o radę i pomoc. O Jego interwencję w naszym życiu. I co najważniejsze możemy Go słuchać i usłyszeć. To właśnie jest najważniejsze przykazanie: „Słuchaj, Izraelu!” (Pwt 6, 4); „To jest mój Syn umiłowany, w którym mam upodobanie, Jego słuchajcie!” (Mt 17, 5).Bożki przynoszą tylko chwilową ulgę. Gdy mocno cierpimy, wtedy jak tonący chwytamy się brzytwy. Szukamy czegokolwiek, co przyniesie nam natychmiastową ulgę. Wtedy często udajemy się do bożków. Ich imiona to alkohol, narkotyki, zniewalające relacje z innymi, seks, pornografia, władza, pieniądze, zaszczyty i wiele innych. Rzeczywiście przez chwilę czujemy się lepiej, ale gdy tylko ustaje wpływ danego bożka uczucie ulgi się kończy i znów musimy się do niego udać. Bóg w przeciwieństwie do bożków daje prawdziwe uzdrowienie. Znacznie więcej niż się spodziewamy. Wchodzi w głębię naszego serca, pozwala nam otworzyć się na prawdę o sobie, o swojej aktualnej sytuacji i pozwala podjąć współpracę z Nim w dziele naszego uzdrawiania. Nie działa magicznie jak bożki na zasadzie: bodziec – reakcja. Wychodzi nam na spotkanie szanując naszą słabość i nieporadność. Stopniowo wyprowadza nas z naszych zranień i niewłaściwego patrzenia na siebie, a nawet na samego Boga. Uzdalnia do współpracy udzielając nam wystarczającej łaski do otwarcia się i przyjęcia Jego uzdrowienia.

Bożki zniewalają. To konsekwencja naszego zadawania się z nimi. Jeśli odkrywamy, że bez czegoś nie możemy już dalej żyć, że musimy, coś mieć, że musimy się z kimś zadawać, że musimy się zachowywać w określony sposób, wtedy odkrywamy, że utraciliśmy swoją wolność. Możemy powiedzieć: „Już nie ja żyję, lecz żyje we mnie bożek”. A przecież ma w nas żyć Bóg! Nasze życie powierzyliśmy czemuś lub komuś, co tak naprawdę to życie odbiera i niszczy. Z psychologicznego punktu widzenia taką postawę nazywamy uzależnieniem. Z duchowego: przywiązaniem, utratą wolności. Tylko prawdziwy Bóg daje nam wolność. Poznajemy ją po tym, że mamy w sobie zdolność i postawę przekraczania siebie ze swoimi potrzebami. Wyraża się to w postawie miłości poprzez służbę Bogu i drugiemu człowiekowi. Odkrywamy, że dobrze jest wyrażać miłość właśnie troszcząc się o innych. Doświadczamy także, że dobrze jest tą miłością darzyć także samych siebie: „Będziesz miłował Pana Boga swego całym swoim sercem, całą swoją duszą i całym swoim umysłem. To jest największe i pierwsze przykazanie. Drugie podobne jest do niego: Będziesz miłował swego bliźniego jak siebie samego” (Mt 22, 37-39).

Bożki prowadzą do smutku. Postawa udawania się do bożków, choć rodzi chwilową ulgę, na poziomie egzystencjalnym prowadzi do smutku, rozpaczy i poczucia bezsensu. Dlaczego? Bo zostaliśmy stworzeni do tego, aby żyć dzięki więzi z Bogiem, aby od Niego czerpać radość. Naturalnym stanem istnienia Adama i Ewy w Ogrodzie Eden była radość. Bo żyli w bliskości i zażyłości z Bogiem, który się przechadzał po Ogrodzie i mówił do nich. Dramat rozpoczął się wtedy, gdy Pierwsi Rodzice udali się do bożka, którego imionami było „poznanie dobra i zła” oraz „bycie jak Bóg”. W konsekwencji swojego wyboru doświadczyli paraliżującego lęku, obcości, wstydu oraz wrogości wyrażającej się we wzajemnych oskarżeniach. W osobie Jezusa, Bóg przywrócił nam pełną radość. Nawet jeśli zgrzeszymy mamy Wybawiciela – Jezusa Chrystusa, który przywraca nam utraconą radość: „Jeśli będziecie zachowywać moje przykazania, będziecie trwać w miłości mojej, tak jak Ja zachowałem przykazania Ojca mego i trwam w Jego miłości. To wam powiedziałem, aby radość moja w was była i aby radość wasza była pełna” (J 15, 10-11).To tylko niektóre z różnic. Możesz znaleźć ich znacznie więcej. Zapraszam Cię, do osobistych poszukiwań. Czas Wielkiego Postu bardzo temu sprzyja. Spójrz w swoje serce i zobacz, jak wielką radość i pokój daje spotkanie z prawdziwym Bogiem i powierzanie Mu siebie i swojego życia. Jeśli jeszcze tego nie odczuwasz powierzaj Mu siebie i proś, abyś z Jego pomocą mógł zaprowadzać ład w swoim sercu: odwracać się od martwych bożków i zwracać się całym sobą, do Boga, który daje nowe życie i pełnię radości.