Formować do bycia darem

Autor tekstu
ks. Jacek Socha
Jeden ze współczesnych biskupów zapytany o to, co jest jego najważniejszym, biskupim zadaniem oświadczył, iż „zachowanie i obrona wiary”. Warto przytoczyć inną zgoła wypowiedź autorstwa kardynała Basil’a Hume’a, który zapytany o to, co uważa za najważniejsze zadanie dla współczesnego Kościoła, a pytanie padło w Belgii w 1985 roku, odpowiedział: „pomoc w ratowaniu planety”.

Jeden ze współczesnych biskupów zapytany o to, co jest jego najważniejszym, biskupim zadaniem oświadczył, iż „zachowanie i obrona wiary”. Warto przytoczyć inną zgoła wypowiedź autorstwa kardynała Basil’a Hume’a, który zapytany o to, co uważa za najważniejsze zadanie dla współczesnego Kościoła, a pytanie padło w Belgii w 1985 roku, odpowiedział: „pomoc w ratowaniu planety”. 

Która z powyższych odpowiedzi jest bliższa Jezusowi?

Chrystus definiując swoją misję stwierdził: „ Chlebem, który Ja dam, jest moje ciało za życie świata" (J 6, 51). Warto więc zauważyć, że ciało Jezusa jest pokarmem dla całego świata, nie tylko dla chrześcijan czy też dla wierzących. Jego ciało ma być więc spożywane przez cały świat. To dlatego urodził się w żłobie, by być zjedzony. Jezus nie przyszedł się bronić, czy też po to, by bronić wiary i Kościoła, ale po to by stać się pokarmem dla całej Ziemi.

Boję się, że przy współczesnych doświadczeniach antyklerykalizmu będziemy w Kościele dawali tylko tę pierwszą odpowiedź i staniemy się broniącą swoich racji instytucją. Współczesne zagrożenie dla Kościoła nie jest w tym, iż może on upaść, ale w tym, że stanie się zbyt defensywnym, zbyt zachowawczym, że nie będzie chciał być pokarmem dla świata.

Jak więc formować współczesnych kandydatów do kapłaństwa, by stali się ofensywnymi księżmi, by mieli odwagę być pokarmem?

Wydaje się, że podstawowym mankamentem współczesnej formacji seminaryjnej jest nieumiejętność wtajemniczenia kandydata do kapłaństwa w pełnię i istotę misterium chrześcijańskiego. Wspominając własną formację seminaryjną mogę śmiało stwierdzić, że wprowadzono mnie i moich współbraci w znajomość partykularnych dziedzin filozofii i teologii, ale nie wtajemniczono nas w chrześcijaństwo rozumiane jako określony sposób życia. Po ukończeniu seminarium nie byliśmy gotowi, aby powierzonych nam ludzi wprowadzać w tajemnicę wiary, gdyż sami nie zostaliśmy w nią integralnie wprowadzeni. Wiedzieliśmy, lepiej lub gorzej, czym są: Pismo Święte, teologia dogmatyczna, teologia moralna, teologia duchowości, jak udzielać chrztu, sprawować mszę św., głosić homilię itd., ale nie mieliśmy całościowej wizji drogi wiary, jaką przechodzi chrześcijanin.

Wtajemniczenie chrześcijańskie polega przede wszystkim na odkrywaniu tajemnicy chrztu św. i przyjmowaniu płynącej z niego łaski. „Wejście” w tajemnicę chrztu jest życiodajne, tzn. daje nadzieję i uzdalnia do miłości. Chodzi więc o takie doświadczenie miłości Boga, które przemienia i, jak twierdzi Benedykt XVI, „tworzy fakty i zmienia życie” (1). Obrzędy chrześcijańskiego wtajemniczenia dorosłych (2) są dokumentem, który ukazuje tradycyjnie chrześcijańską inicjację, która ma szansę być życiodajną i zbawienną dla samego wtajemniczonego, jak i dla tych, którzy się z nim spotkają. Formacja seminaryjna, będąc formacją ludzi dorosłych, powinna więc mieć charakter mistagogiczny, podobny do pochrzcielnego katechumentatu. Aby tak się stało, relacja między formatorami a alumnami winna przybrać podobny charakter do tej, która istnieje między mistagogiem chrześcijańskim a katechumenem. W konsekwencji pojawia się więc postulat małych grup formacyjnych, których rola nie ogranicza się jedynie do cotygodniowych spotkań wychowawczych, lecz w dużym stopniu stanowi wspólnotę życia w codzienności.

Ciekawą inicjatywą, wychodzącą naprzeciw zgłoszonemu postulatowi, jest koncepcja seminarium zaproponowana przez francuskiego kardynała Jean-Marii Lustiger’a. Widząc mankamenty formacji w dużym seminarium Lustiger zdecydował o wprowadzeniu modelu „domów”. W każdym z nich wraz z formatorami zamieszkało od ośmiu do dwunastu seminarzystów. Taka forma dała możliwość zastosowania mistagogicznego charakteru wychowania oraz zniweczyła różnicę między rzeczywistością seminarium a parafialną, gdyż większość domów formacyjnych była i jest związana z paryskimi parafiami (3).

Wydaje się również, że formacja prowadzona we współczesnym polskim seminarium nie owocuje dojrzałością duchową absolwentów seminariów. Wynika to m.in. z faktu, iż klerycy często nie doświadczają w swojej drodze duchowej radykalizmu Ewangelii. Można nawet zaryzykować stwierdzenie, że spotykają się oni z „rozbrojonym chrześcijaństwem”. Potwierdzeniem tego stanu jest wielokrotnie obserwowana postawa skupiania się na tym, co drugorzędne i zewnętrzne, z równoczesnym pomijaniem tego, co najistotniejsze. Postawa radykalizmu ewangelicznego, obecna w wielu środowiskach kościelnych (np. we wspólnotach neokatechumenalnych czy we wspólnotach związanych ze Szkołami Nowej Ewangelizacji) postrzegana jest jako postawa nienormalna i „dziwactwo”. Wynika to z błędnego rozłożenia akcentów, którego Kościół doświadczył także w przeszłości, gdy radykalizm ewangeliczny traktowano jako coś przynależnego tylko wąskiej grupie ludzi (mnichom klauzurowym, pustelnikom itp.).

(1) Benedykt XVI, Encyklika „Spe salvi”, Watykan 2007, n. 2.

(2) Zob. Obrzędy chrześcijańskiego wtajemniczenia dorosłych, Katowice 2007.

(3) Por. J.-M. Lustiger, Kapłani których daje Bóg, tłum. z fr. Z. Pająk, Kraków 2002, s. 185-186.