Głosić i być cz. 1

Autor tekstu
ks. Andrzej Leszczyński
Nowa ewangelizacja w przełożeniu na określony styl życia i posługi kapłana zawsze będzie powrotem do Ewangelii. Jezusa, który powołuje i wybiera, by iść i przynosić owoc. W określonym czasie i warunkach, z przekonaniem oraz wewnętrznym żarem ognia, który nieustannie płonie. On udziela się słuchaczom, którzy dla ewangelizatora nie są anonimowi i obcy, lecz osadzeni w konkretnej sytuacji. Ona zaś ma być miejscem działania Boga, przenikania Dobrej Nowiny. Jaki ma być ksiądz, by tak właśnie było? Jakie ma mieć cechy?

Nowa ewangelizacja w przełożeniu na określony styl życia i posługi kapłana zawsze będzie powrotem do Ewangelii. Jezusa, który powołuje i wybiera, by iść i przynosić owoc. W określonym czasie i warunkach, z przekonaniem oraz wewnętrznym żarem ognia, który nieustannie płonie. On udziela się słuchaczom, którzy dla ewangelizatora nie są anonimowi i obcy, lecz osadzeni w konkretnej sytuacji. Ona zaś ma być miejscem działania Boga, przenikania Dobrej Nowiny. Jaki ma być ksiądz, by tak właśnie było? Jakie ma mieć cechy? 

Co go powinno wyróżniać? Doświadczenie i mądrość nauczycieli oraz moderatorów może być w tym względzie pomocna. Może wyznaczać mapę refleksji. Taką zaproponował związany z ruchami charyzmatycznymi, pochodzący z Indii, egzorcysta, ojciec Rufus Pereira. W czasie rekolekcji, w których miałem szczęście uczestniczyć, wskazał na trzy istotne wyznaczniki kapłańskiej posługi. Myślę, że warto je podjąć i opisać. Są to: głoszenie Słowa Bożego, dyspozycyjność oraz bycie liderem.

Głoszenie Słowa Bożego

Sakramentalna powinność głoszenia Bożego Słowa przez każdego kapłana jest realizowana codziennie. Eucharystia, katecheza i duszpasterstwo. Jej owocność nie poddaje się prawom świata, a sukces nie jest tu właściwą miarą. Chodzi o ten rodzaj postępu, który jest wypadkową spotkania łaski z wolnością człowieka. Pomiędzy jest posługa kapłana. Kiedy jest on jasnym i przejrzystym? Jak ma głosić, by obecność Boga stała się doświadczeniem żywym, konkretnym i nieprzemieniającym? Prowadzącym do nawrócenia i decyzji. Można tu wskazać na następujące sprawy.

Pierwsza to wewnętrzna dyspozycja kapłana, który ma przyjmować Słowo Boga „nie jako słowo ludzkie, ale jako to, czym jest naprawdę – jako słowo Boga, który działa w was, wierzących” (1 Tes 2,13). Autor zaś Listu do Hebrajczyków stwierdza: „żywe jest bowiem słowo Boże, skuteczne” (Hbr 4,12). W innym miejscu Chrystus przestrzega przed wypowiadaniem słów bezużytecznych. Jego ostrzeżenie jest w pierwszym rzędzie skierowane do każdego głosiciela Bożego Słowa. Jak rozpoznać w sobie takie działanie Słowa żywego? Posłużmy się pewnym cytatem. „Kiedy przemawia głoszący słowo, w pewnym momencie, o którym on sam nie decyduje, spostrzega, że ma miejsce coś w rodzaju interferencji, jakby fala o innej częstotliwości przenikała i nakładała się na jego własny głos. Dostrzega to również dzięki wzruszeniu, które go ogarnia, mocy i przekonaniu, które postrzega jako wyraźnie nie pochodzące od niego samego. Słowo staje się bardziej stanowcze, wyraziste. Doświadcza swego rodzaju poczucia owej mocy, jaką wszyscy dostrzegali, kiedy słuchali Jezusa” (o.Raniero Cantalamessa „Proroctwo i modlitwa” AA 2011, str. 21). Tekst jest w pierwszym rzędzie świadectwem samego autora, który tak właśnie doświadcza działania i przenikania Ducha Świętego. Zarazem wspomnieniem tych wszystkich sytuacji, w których tak właśnie głoszone jest Boże Słowo. Wskazuje na rzeczywistość, która ma być doświadczeniem każdego głosiciela.

Drugim, istotnym wyznacznikiem skutecznego głoszenia i przepowiadania jest rozeznanie sytuacji i znajomość realiów życia słuchaczy. I tu parafraza powiedzenia jednego ze starych proboszczów – trzeba mówić nie tylko do rzeczy, ale także do ludzi. Ludzi, z którymi się rozmawia, wchodzi w ich codzienność bez jakiejś „rozbiegówki” i paternalizmu. Nie z miną specjalisty od wszystkiego, ale z poczuciem zatroskanego i zainteresowanego pasterza. Wtedy jest szansa na to, że w głoszonym słowie słuchacz odnajdzie odpowiedzi nie będące jakimś odgórnym pouczeniem. Światło, które w nowym ujęciu pokaże życie przeniknięte Bożą obecnością.

W końcu trzecie „kaznodziejskie kryterium” wiąże się z umiejętnością przekazu. Można bowiem mówiąc o miłości Boga rozdrażnić człowieka, a rzeczywistość grzechu zinfantylizować. Odwrotność w tym względzie będzie też zresztą niewłaściwa. Ks. Andrzej Draguła, wieloletni kierownik i rzecznik Przystanku Jezus mówi tak: „Wielu (…) odchodzi od Kościoła (czasami także od wiary) wcale nie z powodu tego, co Kościół mówi, ale z powodu tego, jak mówi.” („Wprost” 42/2011). Przerysowaniem będzie zatem jakiś rodzaj mówienia nie od siebie, jak również niewłaściwe rozłożenie akcentów. I tak mogą pojawić się tzw. czytanki czy też wykłady, które może obroniłby się jeszcze w przestrzeni akademickiej. W przekazie liturgicznym stają się jednak karykaturą głoszenia i wyrazem jakiś niespełnionych ambicji kaznodziei. Oczywiście każdy z głoszących stara się wypracować określony styl i sposób przekazu. Czy jednak nie stanie się on z czasem jakimś szablonem i zamkniętą formą. Owszem, może i bezpieczną dla głoszącego. Ale czy niosącą dynamikę Bożego Słowa?

Dyspozycyjność

Może być rozumiana dwojako, zarazem uzupełniająco. W pierwszym znaczeniu można mówić o dostępności, drugim zaś o otwartości. Dostępność to czas nie całkiem zaplanowany, zamknięty w ramach godzin i grafików. To zdecydowanie się na nadzwyczajność w zwyczajnym planie dnia. Cierpliwość, wyrozumiałość jest w tym względzie nieodzowna. Dyspozycyjność zaś rozumiana jako otwartość jest umiejętnością doboru metod będących wypadkową zasłuchania i refleksji.

Wydaje się, że pewną pokusą w dostępności kapłana jest umieszczenie jej w zaplanowanych ramach. Oczywiście, funkcjonujemy w określonych realiach czasowych, to daje poczucie pewnej stabilizacji. Zarazem też potrzeba reagowania na określoną konieczność. Odejścia od dobra mniejszego ku większemu. Może warto przywołać tu rozważanie, które w brewiarzu pojawia się w dzień wspomnienia św. Wincentego a Paulo. Założyciel zgromadzenia księży misjonarzy oraz sióstr miłosierdzia pisze tak: „Nie zaniedbuje się Boga, kiedy się Go opuszcza ze względu na Niego samego, to jest kiedy się opuszcza jedno dzieło Boga, aby wykonać inne. Kiedy zatem opuszczacie modlitwę, aby okazać pomoc potrzebującemu, pamiętajcie, że służyliście samemu Bogu. Miłość bowiem jest ważniejsza niż wszystkie przepisy, owszem, właśnie do niej wszystkie one powinny zmierzać”. Dostępność zatem ma być przesycona miłością. Wtedy będzie mądra i daleka od szukania innych dla towarzystwa czy pozorów dobrego zachowania.

Inna strona dyspozycyjności dotyczy otwartości wobec duszpasterskich zadań i potrzeb. Czy jest ona czymś oczywistym? Czy ksiądz rozpoczynając posługę w określonej wspólnocie chce w pełni podjąć służbę w istniejących już grupach i odnaleźć się w nowych charyzmatach? Odpowiedź nie jest prosta, bo życie pisze tu dość nietypowe scenariusze. Może przykład z bliskiego mi środowiska. Wspólnota młodzieży, która nie może „doprosić się” kapłana dla posługi. Ksiądz, który pozostaje przysłowiową „jedną nogą” w poprzednim środowisku i na wstępie informuje o braku systematyczności w udziału w spotkaniach. Brak tu otwartości na bogactwo Kościoła wyrażające się w tak różnych ruchach i dzieła, jak również zachowania „bezpiecznych” rejonów pracy duszpasterskiej. Bez podejmowania w duchu odpowiedzialności i posłuszeństwa zastanych w nowym środowisku zadań. Powody takiej postawy są na ogół dość złożone, ostatecznie zaś sprowadzają się do pytania o osobistą relację z Jezusem, której istotnym wymiarem jest refleksja nad Ewangelią. Nie tylko w kontekście przekazu i głoszenia kazań, ale z też zamiarem odniesienia rozważanych tekstów do siebie. Dość wyraźnie widoczne jest to we fragmentach „klasycznie” mówiących o wybraniu i powołaniu. Księża znają je na pamięć, warto je sobie powtarzać. Zarazem szukać też natchnień i wezwań w każdym tekście, do którego sięgamy. Odkryciem mogą tu być Chrystusowe przypowieści, w których na pierwszy rzut oka role wydają się być podzielone. W rzeczywistości każdą postać trzeba przyłożyć do siebie i najpierw sobie postawić ważne pytania. Przykład? 

„Jezus w przypowieściach mówił do arcykapłanów i starszych ludu: „Królestwo niebieskie podobne jest do króla, który wyprawił ucztę weselną swemu synowi. Posłał więc swoje sługi, żeby zaproszonych zwołali na ucztę, lecz ci nie chcieli przyjść. Posłał jeszcze raz inne sługi z poleceniem: «Powiedzcie zaproszonym: Oto przygotowałem moją ucztę: woły i tuczne zwierzęta pobite i wszystko jest gotowe. Przyjdźcie na ucztę». Lecz oni zlekceważyli to i poszli: jeden na swoje pole, drugi do swego kupiectwa; a inni pochwycili jego sługi i znieważywszy ich, pozabijali.” (Mt 22, 1- 6). Czy postawa tych, którzy odrzucili zaproszenie na ucztę nie odnosi się do kapłanów? Jeżeli ewangeliczna uczta będzie rozumiana jako całość działań na rzecz budowania Królestwa Bożego, to perspektywa rozumienia słów Jezusa dość istotnie się poszerza. Brak chęci udziału kapłana tam, gdzie jest oczekiwany i potrzebny, może stać się lekceważeniem Jezusowej obecności we wspólnocie. Dyspozycyjność staje się pozorna i nietrafiona, rozumiana nie jako odpowiedź na Boże natchnienia, ale realizacja swojej drogi, a stąd już blisko do tego, co rozpoczyna się na literę „p”. I wcale nie chodzi tu o pokorę. Piszę o tym z pewnym smutkiem, nawet może z jakimś wewnętrznym buntem i niezrozumieniem. Zarazem podobnie jak w przypowieściach, także i w życiu podział na dobrych i złych nie jest ustalony raz na zawsze. W lustrze lekceważenia i pychy staram się przeglądać każdego dnia. I niekiedy to już jest „sukcesem”. Na koniec słowa papieskie: „Oby każdy z (kapłanów) doskonale zjednoczył się z Chrystusem, by móc głosić Jego miłość tam, gdzie dane mu być, i bez reszty zaangażować się w służbę i na rzecz uświęcenia wszystkich członków ludu Bożego”. (Benedykt XVI – z przedmowy do „Radość kapłaństwa. Śladami Proboszcza z Ars” PROMIC 2010, str.10)

część druga artykułu - KAPŁAN JAKO LIDER ...>>