Kiedy nie umiemy spowiadać

Autor tekstu
Pastores 40(2008) nr 3
Słychać czasem głosy narzekania na młodych, niedoświadczonych jeszcze spowiedników, że brakuje im umiejętności wysłuchania człowieka, ale także na starszych, że mówią, nie dosłuchawszy do końca penitenta, dając mu gotowe, rutynowe rozwiązania. Dlaczego wysłuchanie osoby spowiadającej się jest takie ważne? Czy chodziłoby tu tylko o psychiczny komfort człowieka, czy o coś znacznie więcej?

Słychać czasem głosy narzekania na młodych, niedoświadczonych jeszcze spowiedników, że brakuje im umiejętności wysłuchania człowieka, ale także na starszych, że mówią, nie dosłuchawszy do końca penitenta, dając mu gotowe, rutynowe rozwiązania. Dlaczego wysłuchanie osoby spowiadającej się jest takie ważne? Czy chodziłoby tu tylko o psychiczny komfort człowieka, czy o coś znacznie więcej?

Wysłuchanie penitenta w konfesjonale należy do istoty posługi spowiednika. Ksiądz może udzielać rozgrzeszenia, opierając się wyłącznie na tym, co wyznają penitenci, a nie na własnych domniemaniach czy tym bardziej projekcjach. Osoby spowiadające się mówią zwykle o tym, co jest dla nich ważne, co budzi ich niepokój, czym żyją na co dzień. Dzielą się tym, co wypełnia ich umysły i serca. Ksiądz ma obowiązek wysłuchać penitenta „do końca”, jak Chrystus umiłował nas „do końca”. Życzliwe i współczujące słuchanie jest wielkim darem miłości.

Posługa w konfesjonale nie jest i być nie może czynnością urzędnika kościelnego, który sucho dysponuje powierzoną mu władzą. Odnoszenie się spowiednika do penitenta ma być – w zamierzeniu Chrystusa – sakramentalnym znakiem osobowego spotkania Boga z człowiekiem. „Chciałbym, aby w sprawowaniu sakramentu pokuty dochodziło do głosu przede wszystkim serce rozpalone miłością, serce kapłana, który próbuje, choć ideał jest niedościgły, naśladować Jezusa cichego i pokornego Serca” – mówił Jan Paweł II do członków Penitencjarii Apostolskiej w 1993 roku.

Niecierpliwe i przykre zachowanie spowiednika rzuca cień na samego Boga, w imieniu którego udziela on rozgrzeszenia. Zaimek „Ja”, który sam Chrystus wkłada w usta kapłana, jest dla nas, księży, wielkim zobowiązaniem. Jezusowe słowa: „Ja ciebie rozgrzeszam...” nie mogą być przez nas wypowiadane w klimacie obojętności, niecierpliwości czy tym bardziej lekceważenia i upokorzenia penitenta. Przykre przerywanie wypowiedzi, upominanie w stylu: „Proszę mówić grzechy” jest w kapłańskiej posłudze konfesjonału nadużyciem, i to nieraz znacznym. „Kapłan spotykający się z penitentami w sakramencie pokuty (...) nigdy nie powinien okazywać zniecierpliwienia lub pośpiechu, zawstydzając penitenta natarczywymi ponagleniami. (...) Jeśli chodzi o postawę zewnętrzną, spowiednik powinien być pogodny i unikać gestów wyrażających zdziwienie, dezaprobatę czy ironię” – napominał spowiedników Jan Paweł II. Kiedy spowiadają się penitenci zbyt rozbudowujący swe wyznanie grzechów o wiele niepotrzebnych wątków, choć – jak się wydaje – należą oni raczej do rzadkości, przerwanie im winno dokonać się w taki sposób, by nie poczuli się odrzuceni czy też upokorzeni.

1. Do spowiedzi ma prawo przyjść każdy człowiek wierzący, także niedojrzały, zalękniony, znerwicowany, roztrzęsiony, cierpiący na depresję i chory psychicznie. O wysłuchanie spowiedzi może poprosić również osoba, która jest świadoma tego, iż ze względu na istniejące przeszkody nie może w danej chwili otrzymać rozgrzeszenia. Ksiądz nie ma prawa nikomu odmówić posługi w konfesjonale. Wielu penitentów nie jest w stanie powstrzymać się od wypowiedzenia tego, co jest źródłem ich cierpienia i udręki, choć to tylko pośrednio wiąże się ze stanem ich duszy. Na przykład kobiety latami krzywdzone przez mężów alkoholików, pełne rozżalenia i zniechęcenia, nieraz nie są w stanie powstrzymać się, by nie wypowiedzieć w konfesjonale swojego żalu, chociaż – z formalnego punktu widzenia – robi to wrażenie, jakby opowiadały o grzechach współmałżonka, a nie własnych. Tylko pozornie takie wyznanie nie wchodzi w zakres spowiedzi. Bolesne sytuacje, które spowiadający się opisują, warunkują ich zachowania moralne i wpływają w sposób decydujący na stan ich sumienia. Dlatego też wysłuchanie ich w spowiedzi jest zwyczajnym obowiązkiem księdza, jak obowiązkiem matki jest wysłuchanie własnego dziecka, opowiadającego o tym, w jaki sposób zostało skrzywdzone przez rówieśników.

Przerywanie penitentom ich wyznań jest odbierane przez nich jako wyraz obojętności, niewrażliwości czy wręcz upokorzenia. Nasi penitenci, szczególnie ci spowiadający się raz lub dwa razy do roku, to zwykle szczerzy i prości ludzie, którym brakuje niekiedy głębszej formacji duchowej, jak też podstawowych wiadomości katechizmowych. Wiara wielu z nich bywa tradycyjna i mało pogłębiona. Często też nie umieją oni nazwać swoich grzechów. Nierzadko spowiednik musi się dopytywać lub domyślać, co tak naprawdę penitent chciał powiedzieć. Spowiedź nie jest jednak przecież tylko dla ludzi dojrzałych i uformowanych, ale dla wszystkich, którzy uznają swoje grzechy i proszą Jezusa o przebaczenie. Wierni spowiadaliby się dojrzalej, gdyby duszpasterze proponowali im w ramach katechezy szersze wprowadzenie w sakrament pojednania. „Oprócz samego sakramentu – przypomniał Jan Paweł II uczestnikom kursu zorganizowanego przez Penitencjarię Apostolską w 1997 roku – potrzebna jest nieustanna formacja, realizowana w klasycznych i niezastąpionych formach duszpasterstwa i chrześcijańskiej pedagogiki, takich jak katechizacja (...), kaznodziejstwo, spotkania modlitewne”.

2. I choć celem spowiedzi nie jest najpierw komfort psychiczny penitenta, ksiądz nie może lekceważyć dobrego samopoczucia osób spowiadających się. Jan Paweł II zwracał uwagę penitencjarzom w 1993 roku, że spowiednik winien „troszczyć się, aby spowiedź nie stała się praktyką odpychającą i przykrą”. Księża nie powinni pobłażliwie usprawiedliwiać swego nieprzyjemnego zachowania w konfesjonale rzekomym dobrem penitenta. Kiedy penitent odchodzi od konfesjonału z odczuciem przykrości, ponieważ potraktowano go w sposób oschły czy nieżyczliwy, wówczas jego radość z odpuszczenia grzechów zostaje przygaszona.

Nie tylko młodym i niedoświadczonym kapłanom brakuje umiejętności cierpliwego słuchania w konfesjonale. Brakuje jej nieraz także starszym. Umiejętność słuchania nie jest bowiem związana z wiekiem, ale z osobistą postawą wobec siebie i bliźnich. Uważne i życzliwe słuchanie w konfesjonale jest trudną sztuką. Bądźmy szczerzy – nie jest ona w powszechnym zastosowaniu. Właśnie dlatego słyszymy narzekania zarówno na młodszych, jak i na starszych spowiedników.

Słuchanie w konfesjonale nie polega przecież na pasywnym, jakby zewnętrznym „śledzeniu” opowiadania penitenta, ale jest ono „braniem na siebie” ciężaru, z którym penitent przychodzi. Unikamy nieraz cierpliwego słuchania w konfesjonale, ponieważ nie chcemy dźwigać cudzego brzemienia. Im trudniejsza sytuacja penitenta, tym większym trudem bywa słuchanie jego wyznań. By móc cierpliwie wysłuchać penitenta w konfesjonale, trzeba głębokiej wiary, że ksiądz jest w tym momencie tylko uchem Pana Boga. Spowiednik słucha i przyjmuje ludzkie słabości, upadki i grzechy, ale natychmiast oddaje je i powierza miłosiernemu Ojcu. To przecież do Niego przychodzą penitenci ze swymi ludzkimi biedami.

3. Ksiądz zasiadający w konfesjonale winien mieć pewien wgląd w świat własnych przeżyć i odczuć wewnętrznych, by móc rozeznać swoje uczucia i ustosunkować się do nich. Niecierpliwość spowiedników w konfesjonale to zwykle przejaw ulegania nieuporządkowanym emocjom, których nie rozpoznają oni jako osobistego problemu, ale które projektują na penitentów. Jan Paweł II mówił w 1993 roku, że posługa sakramentu pojednania wymaga nie tylko wiedzy teologicznej i wiary, ale także wrażliwości psychologicznej. „Sakrament pokuty nie jest i nie powinien stać się techniką psychoanalityczną czy psychoterapeutyczną. Tym niemniej, dobre przygotowanie psychologiczne i znajomość nauk o człowieku w ogóle z pewnością ułatwią spowiednikowi poznanie tajników sumienia oraz dokonywanie rozróżnień – co nie zawsze jest łatwe.” „Psychologiczny talent spowiednika – dopowiedział wówczas Papież – może ułatwić wyznanie grzechów penitentom nieśmiałym, wstydliwym bądź małomównym. Wrażliwego i pełnego chrześcijańskiej miłości kapłana znamionuje intuicja, umiejętność wyprzedzania faktów i przywracania wewnętrznego spokoju”. Ujawniająca się w konfesjonale (i nie tylko) niecierpliwość spowiednika, która nie pozwala wysłuchać penitenta do końca, winna być potraktowana jako osobiste wyzwanie do pełniejszego zaangażowania się w życie duchowe, ascezę i pracę nad sobą.

4. „Duch przychodzi z pomocą naszej słabości. Gdy bowiem nie umiemy się modlić tak, jak trzeba, sam Duch przyczynia się za nami w błaganiach, których nie można wyrazić słowami” (Rz 8,26). Ten fragment Listu do Rzymian możemy odnieść również do spowiadania. Jak nie umiemy się modlić, tak nie umiemy się też spowiadać. Spowiedź jest przecież modlitwą sakramentalną. Jeżeli sami nie umiemy się spowiadać, jak możemy posiąść sztukę spowiadania innych? Spowiadanie się, a tym bardziej spowiadanie innych, jest wchodzeniem w tajemnicę ciemności grzechu i nieskończonego miłosierdzia Bożego. Nasza kapłańska rutyna, która ubiera się nierzadko w szaty legalizmu, każe nam żądać od penitentów poprawności w wyliczaniu grzechów, nie zwracając przy tym większej uwagi ani na ich odczucia, ani na misterium grzechu i Bożego przebaczenia.

Naszą posługę pełnimy zawsze jako ludzie ułomni i grzeszni. Im dłużej i z większą wiarą spowiadamy, tym głębiej uświadamiamy sobie, że to my, księża, jako pierwsi jesteśmy prawdziwymi grzesznikami. Grzeszność kapłanów jest głębsza, ponieważ istota grzechu nie leży w samej jego materii, ale w stopniu świadomości i dobrowolności. Doskonale wyraził to Hermann Hesse w opowiadaniu Spowiednik, zamieszczonym w powieści Gra szklanych paciorków. Opisuje w nim historię dwóch spowiedników: Diona Pugila i jego ucznia Józefa Famulusa. Pugil jako mistrz poucza Famulusa: „Zabójstwo i zdrada małżeńska, brzmi to bardzo nikczemnie a gromko, zresztą haniebne jest zaiste. Ale powiem ci, Józefie, że ci świeccy ludzie w rzeczywistości w ogóle nie są prawdziwymi grzesznikami. Ilekroć usiłuję wmyśleć się całkowicie w któregoś z nich, wydają mi się absolutnie dziećmi. Nie są grzeczni, dobrzy, szlachetni. Sobkami są, rozwiązłymi, pełnymi pychy i gniewu, z pewnością. Lecz właściwie i w istocie niewinni są; niewinni w taki właśnie sposób, jak niewinne są dzieci. (...) My natomiast, ty i ja, i nam podobni, my, poszukiwacze i uchodźcy ze świata, dziećmi nie jesteśmy. Ani też nie jesteśmy niewinni (...). My, my właśnie jesteśmy prawdziwymi grzesznikami. My, wiedzący i myślący, co pożywaliśmy z drzewa wiadomości. Tedy nie powinniśmy traktować się jak dzieci (...). My trwamy w grzechu i pożarze własnego sumienia, a wiemy, iż nigdy wielkiej naszej winy spłacić nie zdołamy. Chyba że Bóg po zgonie naszym zechce wejrzeć na nas miłosiernie i przyjąć do łaski swojej”.

Nie umiemy słuchać w konfesjonale, ponieważ sami mało troszczymy się, by spowiadając się, wypowiedzieć się „do końca”. „Im pilniej korzystamy z sakramentu pokuty, przystępując doń często i dobrze przygotowani, tym lepiej sami wypełniamy posługę spowiedników” – zauważa Jan Paweł II. Z drugiej jednak strony – dodaje – „posługa ta traci swą skuteczność, jeśli w jakikolwiek sposób przestajemy być dobrymi penitentami” (ReP, 31). Aby uczyć się cierpliwego słuchania w konfesjonale, musimy najpierw sami nauczyć się wypowiadać z pokorą wszystko to, co leży nam na sercu. Jako pierwsi musimy doświadczyć łaski bycia wysłuchanymi. Wtedy też docenimy, jak wielki dar możemy i my ofiarować penitentom, słuchając ich cierpliwie w konfesjonale.

Józef Augustyn SJ (ur. 1950), rekolekcjonista, kierownik duchowy, redaktor naczelny „Życia Duchowego”, profesor w Wyższej Szkole Filozoficzno-Pedagogicznej „Ignatianum” w Krakowie. Ostatnio opublikował m.in. książki: Aby życie było szczęśliwe, Przewodnik po ojcostwie i Przewodnik po przyjaźni.