Kwestia antykoncepcji w praktyce spowiedniczej

Autor tekstu
Pastores 38(2008) nr 1
Ostatnio coraz częściej słyszy się niepokojące informacje o rozbieżnych postawach, jakie księża prezentują przy traktowaniu grzechu antykoncepcji w praktyce spowiedniczej. Dlaczego tak się dzieje? Co z nauczania Kościoła w tym zakresie należałoby przede wszystkim przypomnieć?

Ostatnio coraz częściej słyszy się niepokojące informacje o rozbieżnych postawach, jakie księża prezentują przy traktowaniu grzechu antykoncepcji w praktyce spowiedniczej. Dlaczego tak się dzieje? Co z nauczania Kościoła w tym zakresie należałoby przede wszystkim przypomnieć?

Nauka o moralnym złu antykoncepcji nigdy nie została ogłoszona w formie uroczystej definicji ex cathedra. Ponieważ jednak Kościół głosił ją przez wieki ze stałością, spełnia ona cechy nieomylności zwyczajnego i powszechnego magisterium, podane w soborowej konstytucji Lumen gentium: „Chociaż poszczególni biskupi nie posiadają szczególnego prawa nieomylności, to jednak głoszą oni nieomylnie naukę Chrystusa wówczas, gdy nawet będąc rozproszeni po świecie, ale z zachowaniem więzów komunii między sobą i z Następcą Piotra, nauczając autentycznie o sprawach wiary i moralności, dochodzą wspólnie do przekonania, że jakieś zdanie powinno być definitywnie uznane” (KK, 25). Dlatego nie należałoby ulegać opiniom, jakoby nauczanie dotyczące antykoncepcji było nowe, niedokończone i w obliczu nieustannie pojawiających się trudnych przypadków miało wkrótce ulec zmianie.

1. Chociaż w Biblii w żadnym miejscu nie znajdziemy słowa „antykoncepcja”, to wiadomo, że Kościół wywodzi swoje nauczanie o moralnym złu antykoncepcji z prawa naturalnego, interpretując je w świetle tego, co mówi Objawienie Boże o miłości oblubieńczej, o jej płodności, roli, jaką pełni w niej ludzka seksualność, i o wezwaniach moralnych, jakie z tego wynikają.

W nauczaniu Kościoła istnieje wiele rozległych tematów, na poznanie których księża z różnych przyczyn często nie znajdują czasu lub nie podejmują w tym zakresie wymaganego wysiłku. Jednak z faktu nieznajomości racji przemawiających za jakimś elementem kościelnego nauczania wiary i moralności nie wynika, że można głosić poglądy sprzeczne ze stanowiskiem Kościoła. Przyjmowanie daru sakramentu święceń od Kościoła po to, aby potem stawiać się ponad Kościołem w przekazywaniu depozytu wiary i moralnych obowiązków z niej płynących, byłoby przejawem arogancji. Wierni świeccy mają prawo wiedzieć, jakie jest nauczanie Kościoła, a kapłani Kościoła mają obowiązek im to zapewnić.

Czasem wydaje się, że niektórzy księża, w obawie przed nerwicą powodowaną u penitentów wysokimi wymaganiami moralnymi Kościoła, sami popadają w jakieś doktrynalne uprzedzenia i głoszą selektywnie tylko te fragmenty nauczania Kościoła, które – poparte starannie dobranymi wersetami z Pisma Świętego – są „przyjazne dla otoczenia”. Rzeczywiście, Biblia zapewnia nas w wielu miejscach o miłosierdziu, jakie Bóg ma dla grzeszników, ale znajdują się tam także „nerwicogenne” fragmenty mówiące o stromej ścieżce i wąskiej bramie wiodącej do królestwa niebieskiego, wezwanie do tego, aby być solą ziemi, aby nie brać przykładu z tego świata, aby nieść krzyż swój itp.

Być może księża, nie przekazując integralnie nauczania moralnego Kościoła, kierują się doświadczeniem własnej słabości i bezradności. Jednak z braku doświadczenia owocności łaski Bożej w jakimś aspekcie osobistego życia księdza wcale nie wynika z nieuchronną koniecznością, że podobnie będzie w życiu jego penitentów. Kapłan powinien raczej najpierw postawić sobie pytanie o własną wiarę i o jej heroizm, a nie zarażać penitentów osobistą frustracją duchową i źle rozumianą solidarnością z grzesznikami. Osobista słabość księdza nie jest jeszcze dowodem na to, że moralne rozwiązania i postawy, do przyjmowania których nawołuje innych, są nieprawdziwe. W Ewangelii odnajdujemy takie wskazanie Pana Jezusa: „Na katedrze Mojżesza zasiedli uczeni w Piśmie i faryzeusze. Czyńcie więc i zachowujcie wszystko, co wam polecą, lecz uczynków ich nie naśladujcie. Mówią bowiem, ale sami nie czynią. Wiążą ciężary wielkie i nie do uniesienia i kładą je ludziom na ramiona, lecz sami palcem ruszyć ich nie chcą” (Mt 23,24). Jezus krytykował duchowych liderów Izraela nie dlatego, że źle uczyli innych, ale dlatego, że sami siebie zwalniali z wymagań prawdy i nie pomagali innym żyć według tych wymagań.

 

2. Warto zatem przypomnieć kilka istotnych elementów nauczania Kościoła o moralnym złu antykoncepcji, przydatnych dla spowiedników i duszpasterzy.

Paweł VI w encyklice Humanae vitae definiuje antykoncepcję ewidentnie wyłącznie w kontekście aktu małżeńskiego: „Odrzucić (...) należy wszelkie działanie, które – bądź to w przewidywaniu zbliżenia małżeńskiego, bądź podczas jego spełniania, czy w rozwoju jego naturalnych skutków – miałoby za cel uniemożliwienie poczęcia lub prowadziłoby do tego” (HV, 14). Oznacza to, że celowe ubezpłodnienie aktów seksualnych, którym ktoś został poddany wbrew swojej woli w wyniku przemocy, nie podpada pod tę definicję i w związku z tym nie jest grzechem.

W kontekście powyższej definicji trzeba zauważyć, że Kościół nie wypowiada się wprost na temat praktyk antykoncepcyjnych stosowanych w seksie pozamałżeńskim, ale nie wypływa stąd żadne pocieszenie dla cudzołożników, gdyż seks pozamałżeński jest już sam w sobie złem. Tak więc dywagacje na temat, czy mimo wszystko lepiej jest, kiedy w seksie pozamałżeńskim ludzie nie odzierają płciowości z jej naturalnego otwarcia na życie, czy raczej jest wskazane, aby taki seks był chroniony przed poczęciem dzieci z nieprawego łoża, nie znajdują zainteresowania Kościoła i są w kontekście duszpasterskim wysoce nie na miejscu. Nie jest rolą spowiednika rozstrzyganie tego typu kwestii. Z pewnością ubezpładnianie cudzołóstwa może być postrzegane jako ograniczanie jego złych skutków, ale z drugiej strony taka praktyka wyrabia przekonanie, że od tej chwili cudzołóstwo jest już grzechem znacznie mniejszym i można je bezpiecznie popełniać. Jest to przeświadczenie błędne i moralnie niszczące. Chwalić w czasie spowiedzi rozpustników, że stosowali antykoncepcję, lub rekomendować ją stanowi oczywiste nadużycie.

Używanie w celach leczniczych (terapia hormonalna, regulacja cyklu miesiączkowego) środków farmakologicznie uznanych za antykoncepcyjne nie podpada pod definicję grzechu antykoncepcji. Dzieje się tak dlatego, że mogący wystąpić wówczas efekt antykoncepcyjny jest efektem ubocznym i nie jest chciany przez osobę, która się leczy. Paweł VI przypomina, że Kościół „uważa za moralnie dopuszczalne stosowanie środków leczniczych, niezbędnych do leczenia chorób, choćby wynikać stąd miała przeszkoda, nawet przewidywana, dla prokreacji, byleby ta przeszkoda nie była z jakichś motywów bezpośrednio zamierzona” (HV, 15).

Naturalne metody planowania rodziny, polegające na współżyciu w okresach niepłodnych, mogą być moralnie dopuszczalne, o ile nie są wyrazem trwałej intencji nieposiadania potomstwa, gdyż taka intencja sprzeciwiałaby się celowości samego małżeństwa. Można by to wówczas porównać – jak trafnie zauważa Artur Sporniak – do zakładania szkoły z trwałą intencją nieuczenia. Małżonkowie, stosując metody naturalne, współpracują z naturalnym rytmem płodności, czyli z naturalną charakterystyką Bożego daru przekazywania życia. Współżycie w okresach niepłodnych nie ubezpładnia stosunków płodnych. Podjęcie współżycia w okresie niepłodnym z intencją niedoprowadzenia do zapłodnienia nie jest moralnie identyczne ze współżyciem z tą samą intencją, ale dodatkowo jeszcze ze świadomie zablokowaną, wyeliminowaną czy zwalczaną płodnością. Choć intencja dalsza (uniknięcie poczęcia) jest w obydwu metodach taka sama, to jednak o moralnej różnicy między nimi decydują zastosowane środki. W metodach naturalnych współpracuje się z rytmem płodności, natomiast w antykoncepcji rozmyślnie dokonuje się wyboru eliminującego płodność, a zatem zwalcza się Boży dar przekazywania życia. Sama intencja dalsza, nastawiona na to, by uniknąć poczęcia w wyniku konkretnego aktu małżeńskiego, nie świadczy jeszcze, w myśl nauczania Kościoła, o moralnej niegodziwości tego aktu (zob. HV, 10). Niemoralna jest dopiero realizacja tego zamierzenia przez rozmyślne sprzeciwienie się wpisanej w ludzką płciowość Boskiej mocy obdarzania życiem, co jest istotą antykoncepcji. Cel bowiem nie uświęca środków. Ludzka seksualność rozpatrywana jedynie jako czysto biologiczna struktura z właściwymi sobie biologicznymi funkcjami nie tłumaczy tego, co się przez nią dokonuje, a mianowicie faktu poczęcia życia osobowego wraz z istotnym dla osoby wymiarem duchowym. Płodność powoduje więc, że ludzka seksualność uobecnia transcendentne źródło życia, czyli Boga (zob. HV, 13). Antykoncepcja sprzeniewierza się temu uobecnieniu, podczas gdy metody naturalne szanują prawa tej tajemnicy.

W odniesieniu do narzuconego grzesznego współżycia Pius XI w encyklice Casti connubii uczy: „Wie również doskonale Kościół święty, że nieraz jedna strona znosi raczej aniżeli popełnia grzech, zezwalając z ważnego na ogół powodu, wbrew własnej woli, na naruszenie właściwego porządku. Strona ta jest w takim wypadku bez winy, byleby nie zapomniała o obowiązku miłości bliźniego i drugą stronę starała się od grzechu powstrzymać” (rozdz. II: Poniżenie małżeństwa, sekcja Nadużycie małżeństwa w stosunku do potomstwa).

Z kolei Papieska Rady ds. Rodziny w Vademecum dla spowiedników o niektórych zagadnieniach moralnych dotyczących życia małżeńskiego, w sekcji Wskazania pastoralne dla spowiedników (1314) zamieszcza następującą instrukcję: „Szczególną trudność przedstawiają przypadki współdziałania w grzechu współmałżonka, który dobrowolnie i z rozmysłem powoduje ubezpłodnienie jednoczącego aktu (małżeńskiego). Na pierwszym miejscu należy odróżnić współdziałanie we właściwym znaczeniu od przemocy lub niesprawiedliwego przymusu ze strony jednego z małżonków, czemu drugi faktycznie nie może się sprzeciwić. Takie współdziałanie może być godziwe, kiedy zachodzą równocześnie trzy warunki: 1. Działanie małżonka współdziałającego nie jest już samo w sobie niegodziwe; 2. Istnieją proporcjonalnie poważne motywy dla podjęcia współdziałania w grzechu współmałżonka; 3. Próbuje się pomóc współmałżonkowi (cierpliwie, przez modlitwę, z miłością, przez dialog; niekoniecznie w tym momencie ani przy każdej sposobności), aby zaprzestał takiego postępowania. Natomiast, gdy ma miejsce użycie środków wczesnoporonnych, współudział w grzechu nie jest nigdy dopuszczalny”.

Kościół uczy, że antykoncepcja jest czynem wewnętrznie złym, to znaczy takim, który jest zły sam w sobie, ze względu na swój przedmiot i bez względu na cel i okoliczności (zob. HV, 14; VS, 80). Innymi słowy, ten, kto rozmyślnie pozbawia akty małżeńskie płodności (czyli osoba, której akty podpadają pod wspomnianą wyżej definicję antykoncepcji), grzeszy niezależnie od tego, jakie inne dobra przez to chciałby osiągnąć. Od tej zasady nie ma wyjątków. Dlatego błędem jest w przypadku czynów wewnętrznie złych poszukiwanie jakichś zewnętrznych okoliczności, które by znosiły zupełnie zło moralne takich czynów. Żadna sytuacja nie stanowi tu przypadku szczególnego, który nie podpadałby pod tę ogólną zasadę. Ludzka płciowość jest święta świętością życia, które z natury swej przekazuje, a którego dawcą jest sam Bóg. Każde więc działanie, które angażuje ludzką seksualność niezgodnie z jej niejako „konsekrowanym” charakterem, jest grzechem. Nie wolno bezcześcić świętości ludzkiej płciowości, nawet gdyby miało to oznaczać, że nie da się już więcej współżyć seksualnie (np. kiedy możliwa ciąża zagraża życiu matki lub płodu, kiedy kogoś porzuci współmałżonek, kiedy osoba homoseksualna nie może wstąpić w sakramentalny związek małżeński). Trzeba w tym kontekście wyraźnie stwierdzić, że częstość popełniania grzechu antykoncepcji nie przeszkadza w otrzymaniu rozgrzeszenia, pod warunkiem, że człowiek stara się jednak nie grzeszyć i nie stosować antykoncepcji. Staranie o poprawę oznacza, że penitent nie powinien na przykład gromadzić zapasu środków antykoncepcyjnych na wypadek, gdyby jednak zechciał zgrzeszyć z ich udziałem. Uprzednie przygotowania do popełniania grzechów nie świadczą korzystnie o pragnieniu poprawy. Jeśli natomiast penitent odmawia nawet najmniejszych starań o poprawę z grzechu antykoncepcji, to niezależnie od tego, jak ciężką ma sytuację, nie można mu udzielić rozgrzeszenia.

Papież Pius XI w encyklice Casti connubii upomina, że „ktokolwiek użyje małżeństwa w ten sposób, by umyślnie udaremnić naturalną siłę rozrodczą, łamie prawo Boże oraz prawo przyrodzone i obciąża sumienie swoje grzechem ciężkim” (rozdz. II: Poniżenie małżeństwa, sekcja Nadużycie małżeństwa w stosunku do potomstwa). Jest sprawą oczywistą, że wielu ludziom trudno jest zachować nauczanie Kościoła w pewnych warunkach, w jakich się znaleźli. W wielu przypadkach można też mówić o społecznych strukturach grzechu, które mają tak silny wpływ na współczesnego człowieka, że prawdopodobnie zmniejszają jakoś jego winę. Tym niemniej nie można twierdzić, że struktury te zupełnie usuwają winę, i z powodu istnienia owych struktur grzechu zmieniać nauczanie Kościoła, przyczyniając się w ten sposób do ich utrwalania. W przypadku wszystkich czynów wewnętrznie złych, kwalifikowanych wedle materii jako grzechy ciężkie, nawet jeśli mamy powody przypuszczać, że najprawdopodobniej z powodu okoliczności nie są to jednak grzechy ciężkie, nigdy przecież nie zalecamy, aby z nich się nie spowiadać i nie poprawiać i żyć sobie z nimi beztrosko. Trzeba też pamiętać o tym, że współczesna antykoncepcja hormonalna wymaga systematyczności i długoterminowej decyzji woli, co sprawia, że kategoria moralna tego czynu jest o wiele cięższa niż grzechów popełnianych w wyniku nagłego pojedynczego przypływu słabości.

Do ludzi uwikłanych w grzechy, które trudno jest przezwyciężyć, staramy się w szczególny sposób podchodzić z miłosierdziem, wyrozumiałością i kulturą. Okazywanie miłosierdzia i wyrozumiałości nie może jednak stać w sprzeczności z prawdą o moralnym złu antykoncepcji, bo gdyby antykoncepcja nie była moralnie zła, nie byłoby powodu, aby okazywać miłosierdzie. Nie współczujemy i nie wybaczamy ludziom czegoś, co nie jest złe. Wyrazem miłosierdzia jest sam sakrament spowiedzi, nie jest zaś miłosierdziem uznanie, że antykoncepcja nie jest grzechem i że nie trzeba się z niej spowiadać.

Papieska Rady ds. Rodziny w Vademecum dla spowiedników o niektórych zagadnieniach moralnych dotyczących życia małżeńskiego instruuje, że czasem u penitentów zaniedbanych, chociaż dobrze usposobionych, którzy przychodzą do spowiedzi zwłaszcza po długim czasie (np. z okazji pogrzebu czy pierwszej Komunii świętej lub ślubu), można początkowo nie dopytywać się o pewne grzechy (np. grzech antykoncepcji), gdyż lepiej, aby penitent najpierw „podleczył” duchowo swoją duszę, zanim przejdzie do bardziej wymagającego etapu „terapii”. Jednak próba późniejszego pouczenia penitenta powinna być koniecznie podjęta i takie zadanie mają spełnić kolejne kontakty duszpasterskie z tym penitentem (np. późniejsze spowiedzi czy duchowe rozmowy, do których trzeba zachęcić). Vademecum więc nakazuje połączyć początkowe możliwe niewypytywanie z późniejszym koniecznym pouczeniem, a sposób tego połączenia pozostawia roztropności spowiedników. Brak dopytywania się nie jest jednak obowiązkiem spowiednika i jeśli spowiednik uzna, że nie szybko da się do tematu powrócić, może podjąć próbę pouczenia. Co więcej, „kiedy sam penitent zadaje pytania i prosi – choćby w sposób domyślny – o wyjaśnienia na temat konkretnych zasad, spowiednik powinien odpowiedzieć adekwatnie, lecz zawsze roztropnie i dyskretnie, nie aprobując błędnych opinii” (Vademecum dla spowiedników, sekcja Wskazania pastoralne dla spowiedników, 4; zob. też 3.5.7.8.11).

Nauczanie kościelne jest spójne, natomiast niełatwo przychodzi je ludziom zachowywać. Niezależnie jednak od tego, w jaki sposób można by dalej pogłębiać rozumienie normy moralnej zakazującej antykoncepcji, pozostaje sprawą oczywistą, że spowiednik reprezentuje w konfesjonale Kościół i jego nauczanie wobec osób, które przychodzą do spowiedzi, jako do sakramentu Kościoła. Dlatego ważna jest w tej materii zdyscyplinowana postawa samych spowiedników, aby przypadkiem nie pozostawiali wiernych świeckich na pastwę wyniszczającej ich życie duchowe hermeneutyki podejrzeń wobec autorytetu Kościoła.

Robert Plich OP (ur. 1966), absolwent Akademii Medycznej, teolog, wykładowca teologii moralnej w Kolegium Filozoficzno-Teologicznym Dominikanów, promotor formacji stałej Polskiej Prowincji Dominikanów.