O Miłosierdziu słów kilka…

Autor tekstu
Ks. Wojciech Kuliński
Mówienie czy pisanie o Miłosierdziu Bożym jest jak potok rwącej wody, spływającej po ścianach wodospadu. Nie da się go ani zatrzymać ani wyczerpać. Da się natomiast powiedzieć, że ta niebywała tajemnica przemieszcza się najczęściej szlakami ludzkiej nędzy i grzechu. Zgodnie ze słowami Pana Jezusa wypowiedzianymi do siostry Faustyny Kowalskiej „im większy grzesznik tym większe ma prawo do Mojego Miłosierdzia”.

Mówienie czy pisanie o Miłosierdziu Bożym jest jak potok rwącej wody, spływającej po ścianach wodospadu. Nie da się go ani zatrzymać ani wyczerpać. Da się natomiast powiedzieć, że ta niebywała tajemnica przemieszcza się najczęściej szlakami ludzkiej nędzy i grzechu. Zgodnie ze słowami Pana Jezusa wypowiedzianymi do siostry Faustyny Kowalskiej „im większy grzesznik tym większe ma prawo do Mojego Miłosierdzia”.

Czasem trudno jest nam zrozumieć, że te słowa są skierowane właśnie do nas, ludzi grzesznych i słabych. Nie mniej jednak w nich wyraża się największe szaleństwo miłości, na które każdy z nas zasługuje, bo w oczach Boga jest kimś wyjątkowym. Nie ma grzechu, którego Bóg nie był by w stanie nam odpuścić. Bóg zna człowieka lepiej niż on sam siebie. Biblia mówi: Twoje ręce uczyniły mnie i kształt mi nadały. To świadczy o tym, że każdy z nas jest pasjonującym dziełem wyobraźni Stwórcy. Nie istnieje taki opór, który by zniechęcił Boga w uszczęśliwianiu człowieka. Pan Bóg nie zraża się twoim grzechem, ale tym, że czasem staję się on dla ciebie kulą u nogi. Dlatego właśnie czasem jest Mu przykro, kiedy widzi jak własne dziecko cierpi a nie wie dlaczego. To nie grzech blokuje przepływ Bożej łaski w nas, ale opór ludzkiej woli często nastawionej na bunt bądź obojętność.

W naszą mentalność często wkrada się przekonanie, że po każdym upadku Pan Bóg stawia nam minusy w dzienniczku, albo że kiedyś w przyszłości wystawi nam wszystkie rachunki za popełnione grzechy. Takie rozumowanie jest nie do przyjęcia. Bowiem, gdyby to było prawdą oznaczałoby, że Pan Bóg nic innego nie robi tylko czeka na nasze potknięcia, aby zamknąć nam drogę do nieba. Tym, który lubi wystawiać rachunki jest szatan, ale nigdy Bóg. Jeśli nawet Pan Bóg używa dzienniczka, to z pewnością tylko dlatego, aby zaznaczać w nim to co dobre i szlachetne, bo tylko to będzie naszą polisą i przepustką do nieba.

Bardzo często nachodzą nas myśli, że każdy grzech, którego się dopuszczamy skraca granice cierpliwości Boga i wyczerpuje Jego Miłosierdzie. Tymczasem ani najgorszy grzech człowieka, ani też wszystkich ludzi razem złączone nie są w stanie wyczerpać studni Bożego Miłosierdzia, ponieważ ona jest bez dna. Każdy grzech, który zmierza się z Miłosierdziem Bożym zawsze ostatecznie przegrywa, bo gdzie grzech się pojawia tam jeszcze mocniej rozlewa się łaska. Wiedzą o tym wszyscy, którzy swoje życie duchowe budują na nieustannych powrotach. Bowiem znakiem chrześcijanina nie jest świetność i perfekcjonizm, ale świadomość swoich ciągłych wad i słabości. Dlatego nie lękaj się kiedy widzisz, że coś jest w tobie do naprawy. Zacznij się martwić wówczas, gdy zauważysz, że twój organizm duchowy jest zdrowy. Ten bardzo niebezpieczny sygnał może tak naprawdę stać się zaczynem powstania pychy a chrześcijanin to człowiek pokory. Bez tego elementu jego nawrócenie jest niemożliwe.

Jeśli na drodze życia duchowego zabraknie pokory to zniknie także potrzeba i odwaga wiary w Miłosierdzie Boże. Wiemy, że najlepszym specjalistą miłosierdzia w chrześcijaństwie jest grzesznik. Nikt inny poza nim jeśli nie uzna swojego grzechu i prawdy o swojej nędzy nie pozna smaku Miłosierdzia. Żeby doświadczyć prawdziwej siły Miłosierdzia Bożego trzeba przede wszystkim odsłonić przed nim wszystkie swoje rany, zwłaszcza te najbardziej głębokie. Trzeba otworzyć wszystkie szczeliny swojego serca i pamięci, którą tak często powstrzymuje ludzki wstyd. Tylko tym sposobem można wygrać Boga, który nigdy nikogo nie odrzuca, ale za każdym razem, gdy wracasz przypomina, że nie wyczerpiesz źródła Jego Miłosierdzia. Bowiem niemożliwe jest aby ocean zmieścił się w małym kubeczku.

Jeśli jeszcze nosisz w sobie jakieś opory, jeśli nadal czujesz się skuty kajdanami strachu zwróć się do Miłosiernego Boga. Spójrz na krzyż i spróbuj odkryć w nim siebie, bo nie za świętość umarł na nim Chrystus, ale za twój grzech. I tak samo jak 2000 lat temu tak i dziś jest skłonny przypomnieć ci, że jesteś Mu potrzebny. On widzi cię inaczej, bo ma inny wzrok. Nie patrzy na ciebie fragmentarycznie, nie zatrzymuje się na brudnych wydarzeniach twojego życia, ponieważ widzi je w całości. Wycięty fragment z filmu nigdy nie zdradzi ani nie streści nam całej fabuły. Tak samo żaden grzech człowieka nie może być ani wyrocznią ani konkretnym określeniem jego człowieczeństwa. To wielka miłość Boża sprawia, że człowiek nigdy nie traci na wartości siebie, ponieważ jest na tyle trwała, że nie zna tego co słabe.