Bańki mydlane

Autor tekstu
ks. Andrzej Przybylski
Zdarza mi się niekiedy dostać jakiś anonimowy prezent. To taki dar z nieba, za który mogę tylko podziękować Bogu, a przez Niego mojemu anonimowemu darczyńcy. Ktoś przysłał mi ostatnio książkę Ch. Heidricha “Fascynacje Ewangelią”. Przeczytałem ją już w całości. Jeden z tekstów mówi o ciągłym nawróceniu, o naszych systematycznych obietnicach, że zmienimy wreszcie swoje życie. Autor cytuje jakiegoś niemieckiego literata, dla którego takie obietnice zmiany życia są jak bańki mydlane. Ciągle sobie obiecujemy, że już od dziś, od jutra zaczniemy żyć inaczej. I szybko wraca stare. Można się rzeczywiście zmęczyć i zniechęcić ciągłymi próbami odnowy, mogą się one nam wydawać jak bańki mydlane.

Zdarza mi się niekiedy dostać jakiś anonimowy prezent. To taki dar z nieba, za który mogę tylko podziękować Bogu, a przez Niego mojemu anonimowemu darczyńcy. Ktoś przysłał mi ostatnio książkę Ch. Heidricha “Fascynacje Ewangelią”. Przeczytałem ją już w całości. Jeden z tekstów mówi o ciągłym nawróceniu, o naszych systematycznych obietnicach, że zmienimy wreszcie swoje życie. Autor cytuje jakiegoś niemieckiego literata, dla którego takie obietnice zmiany życia są jak bańki mydlane. Ciągle sobie obiecujemy, że już od dziś, od jutra zaczniemy żyć inaczej. I szybko wraca stare. Można się rzeczywiście zmęczyć i zniechęcić ciągłymi próbami odnowy, mogą się one nam wydawać jak bańki mydlane.

Wierzę jednak, że rzadko zdarzają nam się takie radykalne, całościowe nawrócenia, a życie, jak droga, ma się w nas zmieniać dzięki małym krokom. Może właśnie dlatego męczą nas te małe nawrócenia, bo oczekujemy czegoś wielkiego, spektakularnego, takiego Damaszku, w którym Bóg rąbnąłby nas o ziemię, potrząsnął nami do bólu, szarpnął za koszulę i zmienił kierunek naszej drogi. Życie jednak najczęściej składa się z małych nawróceń, nawet takich, które trwają zaledwie kilka dni. Przestałem się już na siebie denerwować, że od jednej spowiedzi do drugiej ciągle powtarzam te same grzechy, ciągle nie daję sobie rady z tymi samymi sprawami. Bo grzechy generalnie są ciągle te same, we mnie i w drugich, stąd pewnie ciągle tak samo muszą odbywać się moje nawrócenia. Czasem ludzie sądzą, że nasze kapłańskie posługiwanie w konfesjonale musi być pasjonujące, jak kryminały w telewizji, jak horrory pokazywane nocą, tymczasem najczęściej jest to żmudna posługa. Czy często widzicie w konfesjonale księdza z energicznym wytrzeszczem oczu, podskakującego z podniecenia do góry? Najczęściej jest wtulony w konfesjonał, zasłuchany w głos penitenta, ale często też zmęczony i znużony.

Generalnie rzecz biorąc grzechy są nudne, ciągle takie same, tak samo smutne, blade, bez życia. Może też i dlatego większość naszych nawróceń wymaga małych kroków, żmudnych wysiłków dźwigania się z życiem do przodu. Daj nam Boże jak najwięcej duchowych tąpnieć, spoczynków w Panu, jak najwięcej targających nami i naszym życiem uwolnień i nawróceń, ale jakoś mało wierzę w długotrwałość takich podniecających i widocznych na zewnątrz przemian życia. Królestwo Boże jest jak ziarnko gorczycy, które przywalone ziemią przemienia się w ukryciu, dzień po dniu, a potem powoli wysuwa się nad ziemię i nie da się go ciągnąć za liście, żeby szybciej wydało owoce. Pamiętam jak w dzieciństwie siadałem w ogródku i chciałem koniecznie zobaczyć jak zakwitają kwiaty. Uchwycić ten moment kiedy z małego pąku róży nagle rozwinie się piękny i pachnący kwiat. Nigdy się nie doczekałem. Zabrakło mi cierpliwości. Róża na moich oczach za żadne skarby nie chciała zrobić spektaklu, nie chciała na moje zawołanie przemienić się w dojrzały kwiat. Myślałem wtedy, że to złośliwość kwiatów, albo ich ukryta tajemnica. Dziś wiem, że stawanie się kwiatem to bardzo wolny proces i pewnie bym go zobaczył gdybym potrafił naprawdę długo siedzieć i czekać. Tylko na filmach potrafią przyśpieszyć klatki i pokazać rozwijający się w kilku sekundach kwiat róży. Moje życie też ma czasem takie tempo rozwoju i chciałbym je prześcignąć, wyprzedzić wiele faktów, to jednak muszę cierpliwie, dzień po dniu się nawracać, poprawiać, zaczynać od nowa.

I nie są to żadne mydlane bańki, ale prawo życia i prawo Królestwa Bożego. Słaby jestem na krótkie dystanse. Może dlatego wolę góry i wolne, ale systematyczne wspinanie się na szczyty. Uczę się też tak patrzeć na ludzi. Często są jak te kwiaty, które nie chcą zakwitnąć na moich oczach, ale nagle zachwycają mnie swoim pięknem. Oczekuję od nich natychmiastowej zmiany, korekty życia, a oni często wolno przemieniają się w cudowne dzieci Boże. Dlatego tak lubiłem i lubię pracować z młodymi. Wkurzą mnie czasem swoją bezmyślnością, nieodpowiedzialnością, dołączę się czasem do grona utyskiwaczy mówiących, że już nic z tej dzisiejszej młodzieży dobrego nie wyrośnie, a nagle widzę, że ten chłopak czy dziewczyna stali się pięknymi ludźmi, dorosłymi, odpowiedzialnymi, mądrzejszymi niż ja. Mógłbym podawać dużo przykładów moich dawnych studentów, którzy dziś poważnie biorą się z życiem za bary, mają wspaniałe dzieci, wstają codziennie do pracy, modlą się czasem więcej niż my, księża. Kiedy oni wyrośli? Przecież jeszcze niedawno to były takie dzieciaki! Pewnie i oni sami nie zauważyli, że już prawie zakwitli. To jest owoc małych nawróceń, bo niewielu z nich Pan Bóg rzucił mocno o ziemię. Większość wzrastała w ciszy i wolniutko. Nie bójcie się małych, codziennych nawróceń! Nie bójcie się obietnic, które zmieniły wasze życie tylko na kilka dni, bo o te kilka dni staliście się dojrzalsi. Nie dajcie się zniechęcić i znudzić tym, że nie dojrzewa się od razu i nie dajcie sobie wmówić, że te nieustanne i powtarzające się do znudzenia obietnice poprawy są jak bańki mydlane.