Chore i zdrowe drzewa

Autor tekstu
ks. Andrzej Przybylski
Znów się naczytałem różnych wieści w internecie. Już od wielu lat nie mam telewizora, zostaje mi więc internet, żeby czegoś dowiadywać się o świecie. Zadziwia mnie jednak ten wyjątkowo jednorodny świat interpretacji rzeczywistości. Czasem mam wrażenie, że to czysta propaganda zła. Jeden ze współczesnych twórców satanizmu mówił wyraźnie, że trzeba ludziom pokazywać dużo zła, żeby uwierzyli, że jego jest więcej, że ono jest silniejsze i zwycięża. A przecież tak nie jest. Zło ma jedynie lepszą propagandę.

Znów się naczytałem różnych wieści w internecie. Już od wielu lat nie mam telewizora, zostaje mi więc internet, żeby czegoś dowiadywać się o świecie. Zadziwia mnie jednak ten wyjątkowo jednorodny świat interpretacji rzeczywistości. Czasem mam wrażenie, że to czysta propaganda zła. Jeden ze współczesnych twórców satanizmu mówił wyraźnie, że trzeba ludziom pokazywać dużo zła, żeby uwierzyli, że jego jest więcej, że ono jest silniejsze i zwycięża. A przecież tak nie jest. Zło ma jedynie lepszą propagandę.

Chore drzewa w lesie robią dużo hałasu, skrzypią, szeleszczą, łamią swe gałęzie z wielkim hukiem. A przecież to nie chore drzewa stanowią największą wartość lasu. Zdrowe drzewa rosną cicho. Ich zielone liście nie są jeszcze suche i nie wydają szeleszczących dźwięków znamionujących opadanie. Zdrowe gałęzie drzew cichutko wznoszą się ku niebu tworząc nowe pędy i wydając nowe liście. Zdecydowanie bardziej głośne są chore drzewa. One z definicji potrzebują krzyku jak zapowiedzi swojego upadku. Oczywiście to wcale nie zaprzecza istnieniu chorych drzew w lesie, ale one nie są największym jego skarbem i nie decydują o kondycji lasu. Dobry leśnik musi dbać o zdrowy las. A taki naprawdę istnieje w naszej rzeczywistości. Spotykam wokół siebie mnóstwo wspaniałych ludzi, zaangażowanych, radykalnie oddanych Bogu, którzy działają cicho, bez rozgłosu i pewnie żaden dziennikarz nie zrobi z nimi jakiegoś dokumentu. Również w moim kapłańskim świecie widzę zdecydowaną większość wspaniałych ludzi, którzy codziennie swoje życie oddają kapłańskiej służbie. Pamiętam czasy pracy w sekretariacie biskupa, gdzie zwykle dotykało się trudnych kapłańskich spraw. Może po tygodniu zaczęła mnie nękać myśl, że chyba wszyscy jesteśmy zepsuci. Ale usiadłem w kaplicy żaląc się Panu Bogu, że toleruje takie zepsucie kapłanów. I nagle zobaczyłem, że w mojej diecezji jest głośno o upadku może czterech moich współbraci, a ponad sześciuset pracuje, jeśli nie gorliwie to przynajmniej uczciwie i zwyczajnie. W zdrowym lesie wystarczą cztery chore drzewa, żeby się wydawało, że choruje cały las. Znam naprawdę niewielu pogubionych księży. Oczywiście, że i tacy są! Ale znam i to “od kuchni” wielu wspaniałych ludzi, którzy mi imponują kapłańskim oddaniem i świętością. I wcale nie myślę, o tych już nieżyjących i wyniesionych na ołtarze, ale o tych mi współczesnych, którzy mimo antyklerykalnej propagandy zła budują zdrowy Kościół Jezusa Chrystusa. Pisałbym pewnie długą listę tych moich współbraci, ale o kilku wspomnę, bo pewnie nikt o nich nie napiszę w czołowych, świeckich gazetach.

Znam kapłana z 75 letnim kapłańskim stażem, który kocha samotność i cały jest jednym uśmiechem kiedy się modli. Wzruszył mnie ostatnio, gdy powiedział, że sobie nie wykupi drogich leków, bo musi pomóc jakiejś biednej rodzinie. Podziwiam już od lat mojego współbrata, który cichutko i gorliwie pełni służbę w szpitalu. Odpowiadali mi ludzie, że dla nich był ważniejszy niż lekarz, kiedy leżeli w szpitalu. Znam też księży aktywistów, którzy cały swój czas poświęcają organizowaniu pomocy dla ubogich i zanim w miejscu katastrofy pojawią się VIP-y, oni już mają konkretną propozycję pomocy. Imponuje mi mój znajomy współbrat, który jak proboszcz z Ars całymi godzinami siedzi w konfesjonale i jest na każde zawołanie. Znam młodego prałata, który całe wakacje jeździ z dzieciakami na kolonie. Jakoś nikt o nim nie pisze, a dzięki niemu ponad tysiąc biednych dzieciaków ma wakacje i kawałek domu. Mój kolega proboszcz, uruchomił w dużym mieście stołówkę dla ubogich, a w małej , starej kaplicy urządził całodzienną adorację Najświętszego Sakramentu i sam spędza tam kilka godzin dziennie.

Nawet wśród naszych kleryków jest mnóstwo takich dobrych, zdrowych drzew. Wczoraj rozmawiałem przy furcie z człowiekiem, który wyszedł z więzienia. Dziękował mi za dwóch kleryków, którzy pokonali więzienną biurokrację i złożyli mu parę wizyt za kratkami. Dziękował, bo ich odwiedziny były dla niego dowodem na istnienie Boga i dobrych ludzi. Całe sztafety naszych diakonów odwiedzaj chorych i niosą im Pana Jezusa. Pewnie, że mogliby więcej, ale nie można powiedzieć, że nikt tego nie robi. Wzruszyło mnie kiedyś proste i ciche wyznanie naszego kleryka, że musi się dobrze uczyć, żeby mieć pieniądze ze stypendium naukowego na pomoc dla dzieciaków ze świetlicy.

I mógłbym naprawdę pisać jeszcze długo o takich moich braciach w kapłaństwie, którzy cicho służą Bogu i ludziom i pewnie żadne media tego nie będą widziały, bo tam nie ma huku i krzyku, jest za to dużo dobra i zdrowia.

Jak przeczytasz ten kawałek mojego blogu to powiedz swoim znajomym, że nie wszyscy kapłani są źli, nieczyści, niemoralni. Mam jakoś zupełnie inne doświadczenie. Może mało wiem i mało widziałem, ale jakoś mam nieodparte wrażenie, że w naszym kapłańskim lesie są oczywiście chore drzewa, które robią dużo hałasu, ale jest o wiele większy i piękniejszy, zdrowy kapłański las. Bogu dziękuję za tych cudownych świadków Chrystusa.