Moja rodzina poszerzona…

Autor tekstu
ks. Andrzej Przybylski
Jezus swoim ziemskim życiem uczynił wiele ludzkich sytuacji swego rodzaju miejscem teologicznym. Takim miejscem stała się historia każdego z nas. Odkąd Bóg wszedł w historię, każda nasza historia życia jest święta. Nawet najpodlejsze momenty naszego życia mogą odtąd stać się źródłem łaski. Czuję się przez to uzdrowiony przez Boga w najbardziej smutnych momentach mojego życia. Podobnie i nasze ciało, od momentu Wcielenia stało się miejscem obecności Boga. Moje ciało jest Jego świątynią. Dziś Kościół pokazał nam kolejne miejsce teologiczne naszego życia.

Jezus swoim ziemskim życiem uczynił wiele ludzkich sytuacji swego rodzaju miejscem teologicznym. Takim miejscem stała się historia każdego z nas. Odkąd Bóg wszedł w historię, każda nasza historia życia jest święta. Nawet najpodlejsze momenty naszego życia mogą odtąd stać się źródłem łaski. Czuję się przez to uzdrowiony przez Boga w najbardziej smutnych momentach mojego życia. Podobnie i nasze ciało, od momentu Wcielenia stało się miejscem obecności Boga. Moje ciało jest Jego świątynią. Dziś Kościół pokazał nam kolejne miejsce teologiczne naszego życia. 

Jest nim rodzina. Bóg poszedł dalej niż socjologia, psychologia, niż wszelkie najmądrzejsze nauki o człowieku. Dla Boga rodzina staje się sakramentem, miejscem oznaczającym Jego miłość do Kościoła. Może się to wydawać jakąś abstrakcyjną prawdą nijak nie przystającą do problemów tysięcy przeciętnych rodzin. A jednak, od kiedy ludzie sprowadzili rodzinę jedynie do wymiaru komórki społecznej lub potrzeby psychologicznej - rodziny straciły swoją stabilność i fundament. Bo jeśli psychologia ma decydować o rodzinie to nic dziwnego, że wiele małżeństw dawno powinno się rozstać. Bóg jest skałą na której można zbudować stabilny dom. Nie ma nic stabilniejszego niż Bóg.

Dziękowałem więc Bogu za moją rodzinę, za tę w której przyszedłem na świat. Dziękowałem też za wszystkie pary, którym błogosławiłem sakramentalny związek małżeński. Przez moment chciałem nawet wyliczać te wszystkie imiona i nazwiska, w których życie wprowadził mnie Bóg przez posługę kapłańską. Szybko się jednak pogubiłem w gąszczu imion i nazwisk, a do tego miałem świadomość, że wielu z nich pewnie bym pominął. W tej perspektywie zobaczyłem też moją kapłańską posługę. Kapłan nie zakłada rodziny, żeby jeszcze bardziej być sługą rodzin.

To prawda, że w kapłańskim wyborze celibatu może nawet nie współżycie, ale właśnie potrzeba ojcostwa jest trudniejszym wyzwaniem. Może łatwiej zrezygnować z cielesnej bliskości niż z potrzeby zrealizowanego ojcostwa. W naszą męskość wpisane jest przecież zrodzenie syna, przeżycie ojcostwa. Ta potrzeba może jednak w nas doskonale się rozwijać przez jakąś duchową formę promieniowania ojcostwa. Nie wolno nam zabijać tej potrzeby, uciekać przed nią jak przed zagrożeniem dla kapłaństwa. Ksiądz, który boi się duchowego wypowiadania swojego ojcostwa staje się kimś zimnym i obcym, buduje szybko dystans między sobą a ludźmi. Jest też wtedy nieszczęśliwym księdzem, zgorzkniałym i niespełnionym, nieczułym i sformalizowanym, bo powołał nas Bóg do udziału w swoim boskim ojcostwie. Kapłan jest powołany do udziału w ojcostwie Boga i pewnie stąd Kościół pozwala, mimo ewangelicznego upomnienia, nazywać ojcami szczególnie kapłanów zakonnych. Nie nosimy w sobie własnego ojcostwa i jeśli czasem mówią do nas “ojcze” to traktujemy to jako zwrot skierowany ku Bogu, który wybrał nas jako naczynia swojej obecności w świecie. Na inny, ale niesłychanie potrzebny sposób, jesteśmy powołani do realizowania swojego ojcostwa, a każda wspólnota, w której stawia nas Bóg, jest naszą rodziną poszerzoną. Śmieje się czasem na modlitwie do Boga, że bardzo wyraźnie spełnił daną mi obietnicę, że kto dla Niego opuści matkę, ojca, żonę, dzieci ten otrzyma jeszcze więcej. W żadnym fizycznym ojcostwie nie miałbym tylu dzieci, ilu mam w duchowym ojcostwie jako kapłan. Nigdy nie miałbym tak wielkiej rodziny, jaką mam teraz, myśląc o tej dużej już grupie ludzi, których rodzinne życie na zawsze związało się z moją kapłańską posługą. Zapewne inne to są więzy i daleko im do tych naturalnych z krwi i ciała. Ale też dzięki temu, że są to więzi tylko duchowe, możemy jeszcze bardziej budować swoje więzi z Bogiem. Wiem, że właśnie jako duchowi ojcowie jesteśmy wielką podporą dla tysięcy rodzin. I odwrotnie: my, kapłani, bardzo potrzebujemy rodzin, które otwierają się na nasze kapłaństwo, wspierają nas swoją przyjaźnią, uczą nas ciepła i bycia dla drugich, strzegą przed zamknięciem się w naszym indywidualizmie i zdziwaczeniem w samotnym życiu.

Dziękuję Ci, moja kochana rodzino poszerzona!