Piękno Bożego Miłosierdzia

Autor tekstu
ks. Jan Uchwat
Santiago de Compostella leży w północno-zachodniej Hiszpanii, w regionie nazywanym Galicia i słynie na cały świat przede wszystkim z grobu św. Jakuba Apostoła, do którego pielgrzymuje rok rocznie ogromna rzesza ludzi. Pielgrzymi przybywają tutaj zazwyczaj w małych grupach lub po prostu wędrują do tego miejsca samotnie, ale mimo to w uroczystość św. Jakuba, która przypada w kalendarzu liturgicznym zawsze 25 lipca są ich tutaj całe rzesze nie tylko z różnych części Europy, ale praktycznie z całego świata. Jeśli dzień ten wypada w niedzielę wtedy zostaje ogłoszony rok jubileuszowy. Z taką sytuację mieliśmy do czynienia w roku 2010.

Santiago de Compostella leży w północno-zachodniej Hiszpanii, w regionie nazywanym Galicia i słynie na cały świat przede wszystkim z grobu św. Jakuba Apostoła, do którego pielgrzymuje rok rocznie ogromna rzesza ludzi. Pielgrzymi przybywają tutaj zazwyczaj w małych grupach lub po prostu wędrują do tego miejsca samotnie, ale mimo to w uroczystość św. Jakuba, która przypada w kalendarzu liturgicznym zawsze 25 lipca są ich tutaj całe rzesze nie tylko z różnych części Europy, ale praktycznie z całego świata. Jeśli dzień ten wypada w niedzielę wtedy zostaje ogłoszony rok jubileuszowy. Z taką sytuację mieliśmy do czynienia w roku 2010. 

Miałem okazję uczestniczyć w tych wydarzeniach z bliska, ponieważ wakacje tego roku spędzałem właśnie w tym wyjątkowym miejscu, dodatkowo, o tak wyjątkowej dla tego miejsca porze. Przybyłem tu, aby pomóc przy posługiwaniu w sakramencie Pokuty i Pojednania. Mieszkałem przez cały lipiec w Seminarium Duchownym, znajdującym się nieopodal Katedry św. Jakuba, a w ciągu dnia wraz ze sporą grupą księży z całego świata spowiadałem pielgrzymów nawiedzających to miejsce. Po wiele godzin dziennie w przydzielonym mi do dyspozycji konfesjonale, byłem świadkiem działania Bożego Miłosierdzia w sercach tych, którzy w sakramencie spowiedzi otwierali się na łaskę Bożego przebaczenia. Patrząc „po ludzku” posługa ta była dość trudna i wymagała ode mnie m.in. dobrej kondycji fizycznej, gdyż średnio spowiadałem po 9 godzin dziennie, a w wigilię uroczystości i w samą uroczystość św. Jakuba Apostoła nawet po 12 godzin na dobę. Wielkim wyzwaniem była dla mnie również znajomość języków obcych, gdyż posługiwałem w kilku językach. Jak każdy ksiądz miałem na konfesjonale wypisane języki, w których czułem się na siłach spowiadać, ale mimo to podchodziły do mnie osoby, które miały świadomość, że choć nie mówię dobrze w ich języku, to powinienem je zrozumieć z racji, że ich język, pochodzi z tej samej rodziny językowej, który miałem wypisany na konfesjonale. Ten ogromny trud fizyczny i różnego rodzaju utrudnienia językowe Pan Bóg rekompensował mi widokiem ludzi, którzy nawracali się i wchodzili na drogę nowego życia w Chrystusie. Zdarzało mi się, że łzy wzruszenia z powodu tych „nowo narodzonych”, bardzo szczęśliwych osób, same kapały po policzkach, bowiem zobaczyć wiarę i nawrócenie człowieka, jest za każdym razem rzeczą bardzo piękną i przejmującą nawet, a może tym bardziej, dla kapłana.

Miałem też okazję podpatrywać osoby, które jedynie przechodziły obok konfesjonału, zatrzymując się na chwilę, niejednokrotnie zdziwione widokiem osób czekających w kolejce do spowiedzi. U tych osób, widok spowiadających się, wywoływał różne reakcje od zwykłego zdziwienia po osobiste pytania, z którymi mieli odwagę podejść do konfesjonału. Pociągnięci przykładem innych, trafiali do mnie różni ludzie, wśród nich zdarzali się także niekatolicy. Chociaż nie mogli oni przyjąć samego sakramentu to bardzo prosili, żeby ich chociaż pobłogosławić. Utkwiła mi w głowie także sytuacja, kiedy ktoś pociągnięty przykładem innych przystąpił do konfesjonału nie będąc nawet człowiekiem ochrzczonym. Pragnienia serca, które pojawiały się w zetknięciu z widokiem osób spowiadających się były niekiedy tak silne, że niejednokrotnie miałem też okazję słuchać spowiedzi dorosłych katolików, którzy przystępowali do tego sakramentu pierwszy raz w życiu. Było to dla mnie dodatkowo ubogacające doświadczenie, gdyż wymagało nie tylko samego słuchania spowiedzi, ale w krótkim czasie przyśpieszonego przygotowania do niej i wprowadzenia penitenta w samą formułę spowiadania się.

Zdarzające się sytuacje ujawniły sporą niewiedzę współcześnie żyjących ludzi na temat spowiadania się. To, co dla nas w Polsce jest jeszcze widokiem wciąż powszechnym, dla ludzi w Europie Zachodniej, nie jest już taką oczywistością. Dla mnie jako kapłana najistotniejsze obok widoku działania Bożej łaski w tym sakramencie, były reakcje ludzi, którzy nie potrafili pozostać obojętnymi, w których toczyła się ogromna walka wewnętrzna na widok osób przystępujących tak tłumnie do spowiedzi tzw. usznej. Przy czym zaznaczyć muszę, że taka spowiedź w Hiszpanii wygląda nieco inaczej niż u nas, gdyż osoby przystępujące do niej przeważnie nie klękają z boku przy kratkach konfesjonału, ale podchodzą do spowiednika z przodu i rozmawiają z nim twarzą w twarz.

Ten czas intensywnego spowiadania w warunkach hiszpańskich wiele mnie nauczył. Miałem okazję przekonać się osobiście, jak bardzo zachód Europy, gdzie sakrament spowiedzi był przez lata zaniedbywany, potrzebuje tego sakramentu, jak wielki jest „głód” spowiedzi usznej wśród współczesnych katolików. Piękno Bożego Miłosierdzia przyciągało bowiem tłumy do konfesjonałów, gdzie każda z tych osób potrzebowała osobistego czasu spotkania się z Bogiem działającym właśnie w tym sakramencie Kościoła. Przekonałem się osobiście, że wystarczy być do dyspozycji Boga i czekać na ludzi, a oni przyjdą tu spragnieni pojednania z Nim i z potrzeby serca, które jak słusznie mawiał św. Augustyn jest niespokojne, dopóki nie spocznie w Bogu.