Święta, święta i po świętach czyli o fałszywych tonach radosnego „Alleluja”

Autor tekstu
ks. Andrzej Leszczyński
Wielkanocna radość wolnych dni za nami i sprawdza się jak zwykle powiedzenie: „święta, święta i po świętach”. Potrzebujemy czasu świątecznego, choć powrót do codziennych obowiązków wydaje się potem nieco trudny. Z drugiej strony wchodzimy w powszedniość z całym zasiewem świąt. To radość rodzinnych spotkań, piękna wiosny, przeczytanej książki, jakiegoś dobrego filmu czy zadowolenie z odwiedzenia starych i nowych miejsc. Cała gama doświadczeń estetycznych.

Wielkanocna radość wolnych dni za nami i sprawdza się jak zwykle powiedzenie: „święta, święta i po świętach”. Potrzebujemy czasu świątecznego, choć powrót do codziennych obowiązków wydaje się potem nieco trudny. Z drugiej strony wchodzimy w powszedniość z całym zasiewem świąt. To radość rodzinnych spotkań, piękna wiosny, przeczytanej książki, jakiegoś dobrego filmu czy zadowolenie z odwiedzenia starych i nowych miejsc. Cała gama doświadczeń estetycznych. 

One jednak nie zastąpią pragnień ducha, który stanowi przede wszystkim przestrzeń dla obecności Boga. Jego Słowa i natchnień. W rzeczywistości to właśnie jest sedno świątecznego zasiewu. Nie tylko zresztą świątecznego, ale także tego czasu jakim jest Wielki Post. Droga prowadząca do celu jest już jego realizacją. 

Wielkanocne Boże Słowo to przejście od zwątpienia do wiary, od mroku do światła, od samotności do obecności. Niepewność pustego grobu Pana – „nie wiem, gdzie go położono” - ustępuje przez spotkanie ze zmartwychwstałym Jezusem, który zwyczajnie mówi „witajcie”. Smutek zamienia się w niezwykłą radości. Wartość owej radości jest proporcjonalna do skali poczucia straty spowodowanej męką i śmiercią Jezusa. Uczniowie w momencie odejścia Jezusa uświadomili sobie jak wiele On dla nich znaczył. Już prędzej doświadczali mocy Jego działania i nie wyobrażali sobie, że kiedykolwiek i do tego w taki sposób mogą stracić Mistrza.

Prowadząc różnego rodzaju rekolekcje oraz dni skupienia dla młodzieży przygotowującej się do bierzmowania doświadczałem najpierw radości głoszenia. Wraz z młodymi ludźmi ze wspólnoty modlitewno – ewangelizacyjnej dzieliłem się swoim doświadczeniem wiary. To pierwszy powód radości, inne w jakiejś mierze pozostały dla mnie niewidoczne. Wierzę, że były to poruszenia serca, decyzje, umocnienie wiary tych, którzy stali się uczestnikami wspólnych spotkań. Doświadczałem jednocześnie jakiejś niemocy. Wynikała ona z przekonania, że wkraczaliśmy często w świat, w którym Jezus przegrywa czy nawet jest nieobecny. W sercu konkretnego człowieka i jego przestrzeni życia Boży duch nie staje do walki z całym „zgiełkiem” i „chaosem” świata. Czasem Jezus nawet nie tyle przegrywa, ale po prostu jest nieobecny. Uświadomienie, że jest On konkretną osobą, którą możemy spotkać i dotknąć „palcem” naszej wiary stało się pierwszorzędnym zadaniem nas – głoszących.

Zapowiedź trudności w świadczeniu o zmartwychwstaniu, obecności Jezusa, znalazłem już podczas drugiego dnia świąt w odczytanej Ewangelii. To jakby zgrzyt w melodii radosnego „Alleluja”. Święty Mateusz pisze o plotce roznoszącej się między Żydami, jej sprawcami byli ci, którzy ukrzyżowali Jezusa. To oni przekupili żołnierzy i kazali im rozpowiadać: „Jego uczniowie przyszli w nocy i wykradli Go, gdyśmy spali” (Mt 28,13). Ewangelista zapisuje, że kłamstwo to trwa do dziś. I nie ma pewnie tylko na myśli swoich czasów. Odczytuję to stwierdzenie jako obraz walki między prawdą a kłamstwem, obecnością i nieobecnością Jezusa. Najpierw we mnie samym, a szerzej w świecie. To realizm czekającej nas dalszej drogi, tej poświątecznej. Siłą i nadzieją, mocą i wsparciem są Jego słowa: „Nie bójcie się. Idźcie i oznajmijcie moim braciom: niech idą do Galilei, tam Mnie zobaczą” (Mt 28,10). Galileą jest Kościół, który ma ukazywać Jezusa z mocą mieszkającego w nim Ducha.