Aferzyści chciani przez Jezusa

Autor tekstu
ks. Krzysztof Borysewicz
Ksiądz – skąd?Nie miałem nigdy potrzeby zastanawiania się nad pochodzeniem słowa, które jest jednym z najczęściej przeze mnie spotykanych. „Ksiądz” – słyszę to na każdym kroku. I nie tylko dlatego, że zwracają się do mnie w ten sposób dzieci, które przygotowuję do I Komunii świętej, ministranci, członkowie Domowego Kościoła czy pani w sklepie...

Ksiądz – skąd?

Nie miałem nigdy potrzeby zastanawiania się nad pochodzeniem słowa, które jest jednym z najczęściej przeze mnie spotykanych. „Ksiądz” – słyszę to na każdym kroku. I nie tylko dlatego, że zwracają się do mnie w ten sposób dzieci, które przygotowuję do I Komunii świętej, ministranci, członkowie Domowego Kościoła czy pani w sklepie...

Od pewnego jednak czasu zaczęło mnie interesować pochodzenie nazwy mojego „fachu”. Podobno w pracach naukowych nie wolno powoływać się na nienaukowe źródła. Ponieważ kilka poniższych refleksji w nawet najśmielszych oczekiwaniach nie pretenduje do miana artykułu naukowego, pozwolę sobie na początku przywołać cytat Wikipedii na temat etymologicznego pochodzenia słowa "ksiądz". Otóż, jak uczy nas „internetowa ciocia” słowo to pierwotnie oznaczało naczelnika plemiennego (z tego samego źródła wywodzą się rosyjskie kniaź, czeskie knieze czy południowosłowiańskie knez). Słowo kъnędzь do słowiańskiego zostało zapożyczone z germańskiego kuning - "książę, naczelnik plemienny". W polszczyźnie słowo uległo dalszym przekształceniom. W dalszym rozwinięciu artykułu autor dodaje, że we wczesnym średniowieczu zaczęto tak określać ludzi możnych i wpływowych. Mianem tym nazywano później też niekoronowanych władców jako odpowiednik łacińskiego słowa dux (dziś w tym znaczeniu polska forma książę, która pierwotnie znaczyła młodego władcę – książę od ksiądz).

A jednak nie z księżyca

Skąd moje nagłe zainteresowanie etymologią tego słowa? Otóż chciałem się dowiedzieć, czy słowo „ksiądz” oby na pewno nie ma nic wspólnego z… księżycem. Choć przywołana wyżej historia formowania się tego terminu wcale nie natchnęła mnie, by według niej kształtować swoje kapłaństwo, to widać, że związków z księżycem nie ma. Obserwując jednak (nawet pobieżnie) to, co dzieje się w mediach można odnieść wrażenie, że księży traktuje się i patrzy się na nich tak, jak gdyby pochodzili właśnie z tego jedynego naturalnego satelity ziemi… I nie chodzi mi jedynie o zdziwienie parafianki (sam byłem jego uczestnikiem!) towarzyszące mojemu zapytaniu o możliwość skorzystania z toalety na kolędzie, ale o zdziwienie a może wręcz zgorszenie jakie wywołują upubliczniane grzechy kapłanów…

Czarna mafia?

Słuchając i przeglądając wiadomości nie sposób przeżyć dnia bez jakiejś eklezjalnej większej lub mniejszej aferki… Tu pedofil i deprawator młodzieży, tam pijak i rozbijacz aut, tu znów oszust, gdzie indziej chciwy na grosz biznesmen… I tak codziennie (np. na „Onecie”) – zwracam na to uwagę. Można odnieść wrażenie (i nie dziwią komentarze forumowiczów), że Kościół to jakaś organizacja przestępcza, której jedynym celem (statutowym wręcz!) jest wypompowanie z budżetu państwa jak największej ilości środków na finansowanie swojej mafijnej działalności. Żeby nie być posądzonym o jednostronność i ślepe, bezmyślne wpatrywanie się w hierarchię kościelną nie będę próbował bronić takich czy innych księży czy biskupów, daleki jestem też od usprawiedliwiania grzesznych zachowań gorszących „maluczkich”. Nie chcę też przekonywać, że media kłamią (choć doświadczenie i konkretne znane mi przykłady każą pamiętać o najprzeróżniejszych formach manipulacji przez nie wykorzystywanym). Chcę powiedzieć jedynie, że księża nie są z księżyca. Mamy takich księży jakie mamy społeczeństwo – jest to zresztą po myśli biblijnej: Każdy bowiem arcykapłan z ludzi brany, dla ludzi bywa ustanawiany w sprawach odnoszących się do Boga (Hbr 5,1). Wnoszą oni zatem do Kościoła całe bogactwo tego, co mamy w naszej polskiej pobożności, a więc pełne prostoty, dziecięce oddanie się Panu Jezusowi, maryjnego ducha z nabożeństwem majowym przy krzyżu, czy z pieszą pielgrzymką na Jasną Górę, z oddaniem Papieżowi i wiernością Ojczyźnie, ale wnoszą także biedy naszego społeczeństwa (ot, choćby te, o których mowa była wyżej)… I – nie dajmy sobie wmówić! – wcale nie w większym stopniu, niż występują one w innych grupach zawodowych. Czy wśród nauczycieli nie ma alkoholików? Czy wśród sędziów nie ma łapówkarzy, a między aktorami nie ma zboczeńców? Nie ma najmniejszych wątpliwości, że są. Skąd ta pewność? Stąd, że i nauczyciele i sędziowie, i aktorzy i RÓWNIEŻ księża są ludźmi. I każdy, kto człowiekiem jest, doświadcza takiej czy innej swojej słabości. Wielkość człowieka polega na tym, że podejmuje walkę ze swoją ułomnością (czy to przez samodyscyplinę, czy to przez terapię, czy jakąś inną formę pomocy a przede wszystkim otwierając się na Bożą łaskę!).

Mafia Czarnego

Dlaczego w takim razie ze szczególnym brakiem litości piętnuje się upadki kapłanów? Można pewnie doszukiwać się względów politycznych, socjologicznych, ideologicznych, czy jeszcze innych. Ale człowiek wierzący nie może pozostać tylko na płaszczyźnie obserwacji tego, co widzialne. Człowiek wierzący dostrzeże tu działalność speca ds. niszczenia Kościoła, doskonałego znawcy Pisma Świętego, znającego zasadę uderz w pasterza, aby rozproszyły się owce (Za 13,7). To Szatan stoi za każdym przypadkiem pedofilii, kradzieży, chciwości, pychy i każdego innego grzechu człowieka Kościoła. Wykorzystuje jedynie (i to w wyjątkowo perfidny sposób) słabe punkty ludzkiej natury niezabezpieczone (niestety z winy samego człowieka) Bożą łaską. Diabeł wie, że żadna jego zdobycz nie będzie tak „opłacalna” i tak nie zaprocentuje jak dusza kapłańska. Ile między nami żyje ludzi, którzy odeszli od Boga i Kościoła (a to właśnie jest celem działania Złego) „przez księdza”. Pewnie oddzielnym problemem jest tłumaczenie w ten sposób lenistwa „zabłąkanej owieczki”, ale nie zmienia to faktu, że gdyby nie grzech tego konkretnego księdza to zgorszona osoba nie miałaby wymówki...

Jezusowa polityka

I taka walka Szatana o kapłańską duszę trwa od samego początku, i taka walka toczyła się o dusze pierwszych kapłanów – Apostołów. Do dziś wspominam własne zdziwienie, kiedy w relacji św. Marka poprzedzającej wybór Dwunastu ewangelista zapisał: Potem (Jezus) wyszedł na górę i przywołał do siebie tych, których sam chciał, a oni przyszli do Niego. I ustanowił Dwunastu, aby Mu towarzyszyli, by mógł wysyłać ich na głoszenie nauki, i by mieli władzę wypędzać złe duchy. Ustanowił więc Dwunastu… (Mk 3,13) I następuje lista Książąt Kościoła (sic!): Szymon (zdrajca i zaprzaniec) Jakub i Jan (narwańcy, którzy chcieli spalić miasto, bo nie chciało słuchać o Jezusie, a do tego żądni stołków karierowicze) Tomasz (niedowierzający sceptyk), Filip (nierozumiejący posłania Jezusa) Judasz (sprzedawczyk i wykolejeniec) pozostali też nie są bez winy, bo Jezusowe Jakże wam brak wiary słyszeli wszyscy… We wspomnianym fragmencie zastanowiło mnie to, że Jezus przywołał tych, których sam chciał. Każdy z wybranych przez Jezusa Apostołów był przez Niego przewidziany, każdego z nich znał, wiedział o nich wszystko, wiedział o ich brakach, słabościach, gdzie zawiodą… A mimo to, wybrał ich i przeznaczył na to, aby stali się fundamentem Kościoła. Jezus bowiem nie powołuje zdolnych, ale uzdalnia powołanych. I, co najważniejsze, nie ma żadnych przesłanek, które miałyby wskazywać na to, że „polityka” Jezusa w wyborze swoich współpracowników się zmieniła. On nadal wybiera tych, których sam chce. Jaki ma klucz? Tego nie wiadomo. Jest to przysłowiowym już wręcz „darem i tajemnicą” (żeby przywołać tytuł książki bł. Jana Pawła II, w której snuje refleksje nad swoim powołaniem). I lista zapoczątkowana przez św. Marka może być kontynuowana o blisko półmilionową rzeszę (w tym 30 tysięcy polskich) księży pracujących na świecie. Wszyscy – co do jednego – wybrani przez Jezusa! Ci, których sam chciał! Czasem można usłyszeć w rozmowach świeckich: ten ksiądz nie ma powołania. To nieprawda. Każdy ksiądz ma powołanie. Potwierdza to uroczyście biskup podczas liturgii święceń, kiedy po usłyszeniu zapewnienia od osoby odpowiedzialnej za przygotowanie kandydatów do służby kapłańskiej: „Po zbadaniu opinii wiernych i po zasięgnięciu rady osób odpowiedzialnych za ich przygotowanie zaświadczam, że uznano ich za godnych święceń”, ogłasza zgromadzonemu ludowi: „Z pomocą Pana Boga i naszego Zbawiciela, Jezusa Chrystusa, wybieramy tych naszych braci do stanu prezbiteratu”. Problem w tym, że powołanie jak i każdy inny dar, jeśli się o niego nie dba, może się zmarnować. Dlaczego tak jest? Gdyż przechowujemy ten skarb w naczyniach glinianych, aby z Boga była owa przeogromna moc, a nie z nas (2 Kor 4,7). Wyjaśnienie tak oczywiste, że nie trzeba go komentować.

Jak reagować?

Stąd, kiedy droga siostro, czy bracie, usłyszysz o jakiejś aferze z księdzem w roli głównej, lub w tle, nie gorsz się, nie osądzaj, bo nie wiesz skąd się wzięły takie czy inne problemy duchownego, oraz czy sam kiedyś nie upadniesz jeszcze bardziej. Nie obrażaj się też na Chrystusa i Jego Kościół – diabeł tylko na to czeka. Ale, jeśli osobiście znasz kapłana przeżywającego kryzys, zapytaj dyskretnie czy potrzebuje jakiejś pomocy, upomnij po bratersku, przecież i on oprócz tego, że jest pasterzem, jest też chrześcijaninem – tak samo członkiem wspólnoty. Jeśli nie jest Ci znany, pomódl się za niego, zaproś do takiej modlitwy swoją wspólnotę, zorganizuj post w jego intencji…

I nie daj się zwieść, że księża są źli – jedno drzewo, które się przewraca robi więcej hałasu, niż cały las, który rośnie.