Będziemy sądzeni z kolędy...

Autor tekstu
ks. Rafał Sorkowicz SChr
Trzy tygodnie kolędy starczy, by się nawrócić. Bo księdza Bóg wysyła do domów, by głosił Dobrą Nowinę ludziom i sobie. Wchodzisz, modlisz się, spojrzeniem obejmujesz, dobrym słowem, nadzieją. Widzisz i słyszysz, co ludzie mówią, jak żyją, jak umierają. I jest ci momentami głupio. Że masz czasami jeszcze siły i bezczelność Panu Bogu "zwymiotować" swoimi problemikami, wątpliwościami.

Trzy tygodnie kolędy starczy, by się nawrócić. Bo księdza Bóg wysyła do domów, by głosił Dobrą Nowinę ludziom i sobie. Wchodzisz, modlisz się, spojrzeniem obejmujesz, dobrym słowem, nadzieją. Widzisz i słyszysz, co ludzie mówią, jak żyją, jak umierają. I jest ci momentami głupio. Że masz czasami jeszcze siły i bezczelność Panu Bogu "zwymiotować" swoimi problemikami, wątpliwościami. 

Wizyta duszpasterska to również czas nawrócenia się księdza. Bóg cię posyła w miejsca, gdzie piekło i niebo wywijają w jednym tańcu. Dać ludziom nadzieję, światło wpuścić w ciemności. Jeśli ksiądz to zrozumie, to już Duch Święty odnosi kolejne zwycięstwo. Posługując się facetem, który z miłości postanowił nieść swój krzyż i krzyże innych, oddychając darem i tajemnicą kapłaństwa.

Statystyki podnoszą na duchu. W naszej Parafii przyjęło w tym roku księdza o wiele więcej ludzi i rodzin, niż w latach poprzednich. W każdym domu, mogliśmy doświadczyć wielkiej serdeczności. Były też rodziny i domy, gdzie łatwo nie było. Śmierć, choroba, mąż alkoholik, dzieci porzucające wiarę. Nie zapomnę dwóch "wejść". Pierwszy dzień kolędy i pierwsze odwiedziny: małżeństwo, ponad dwadzieścia lat po zawarciu sakramentu. Kłócili się przy mnie ponad piętnaście minut. Czułem się jak na meczu tenisowym. Głowa w lewo. prawo, w prawo, w lewo. W końcu przerywam i tłumaczę. Proszę, tłumaczę, proponuję wspólną modlitwę. Wychodzę i idę dalej. Ale jest ciężko. Dlaczego? Bo niosę ich w swoim sercu. I muszę ich nieść. Pragnę im pomóc... Czy się uda? Nie wiem. Ale wiem, że nie trafiłem do tego domu przypadkowo. A skoro tak, to czas zacząć walkę, o ich dusze, o ich miłość...

Kolejny dzień kolędy. Wchodzę do domu, gdzie mieszka starszy pan. Kilka lat temu umarła mu żona. Obok krzyża i lichtarzyków ze świecami - duża ramka z fotografią ukochanej kobiety. Kilkadziesiąt lat małżeństwa. Umarła nagle. A on totalnie załamany. "Jakby mi kto pół ciała uciął, proszę księdza". Widzę poczciwego, starszego mężczyznę, który płacze jak małe dziecko. Przytulam go. Nie wiem, co powiedzieć. Czuję, że żadne słowo nie może paść. Nie czas na wielką teologię i mądrości wyuczone. Obejmuję człowieka, który przeżył wiele i kocha ponad życie. I przez którego Bóg mówi mi: "miłość potężniejsza jest, niż śmierć". W końcu po kilku słowach, opuszczam staruszka. Jeszcze raz, na koniec, obejmuję go. I słyszę: "dziękuję księdzu"... "Mój Boże - myślę sobie - za co?" I w jednym momencie robi mi się głupio. Jak to za co?.. Bóg i staruszek wiedzą dobrze, za co. Podziękował starszy człowiek za chwilę czystego i spontanicznego "humanitas". Czasami tyle wystarczy. Nic więcej...

Jak dobrze, że jest kolęda. Że ludzie w swoje domy wpuszczają księdza. Że jest moment modlitwy, błogosławieństwa, "egzorcyzmów". Że w tym jednym (najczęściej) dniu w roku, wpuszczają rodziny w swoje domostwa i przestrzeń tak wiele Bożego Światła, które jest potrzebne, bez względu na to, czy to pojmujemy, czy nie. I zachęcam was, bracia w kapłaństwie, angażujcie wytrwale - całe swoje siły i swój potencjał duchowy w kolędę. Ludzie oczekują od nas wiele i mają do tego prawo. Św. Jan od Krzyża napisał kiedyś mądre słowa: "Pod wieczór (życia) będziemy sądzeni z miłości". Kochani księża, pamiętajmy (i użyję teraz parafrazy): "pod wieczór życia, będziemy sądzeni z kolędy"... Tak, będziemy! Bóg nas rozliczy z każdej sekundy i minuty naszego wędrowania po domach. I z ofiar, które wierni Chrystusowi i Kościołowi wkładają w koperty, również. Bo Niebo jest dla tych, którzy dali się wyzwolić Prawdzie...