Bycie spowiednikiem

Autor tekstu
ks. Maciej
Bycie spowiednikiem, to niesamowicie ekscytujące zajęcie. Bł. Matka Teresa z Kalkuty mówiła o sobie, że jest ołówkiem w ręku Boga. Być narzędziem, którym posługuje się sam Bóg, by ludzi pojednać ze sobą, by powiedzieć im, że mają kolejną szansę, że mogą zacząć wszystko od początku, że nie wszystko jeszcze stracone – to bezcenne.

Bycie spowiednikiem, to niesamowicie ekscytujące zajęcie. Bł. Matka Teresa z Kalkuty mówiła o sobie, że jest ołówkiem w ręku Boga. Być narzędziem, którym posługuje się sam Bóg, by ludzi pojednać ze sobą, by powiedzieć im, że mają kolejną szansę, że mogą zacząć wszystko od początku, że nie wszystko jeszcze stracone – to bezcenne.

To przeogromna radość dla spowiednika słyszeć, że człowiek akurat się spowiadający jest do tego sakramentu naprawdę dobrze przygotowany, że poważnie potraktował Pana Boga i nie odklepuje tylko corocznej, czy nawet comiesięcznej regułki. To nie jest tak, że w sakramencie przebaczenia otrzymuje tylko ten, kto się spowiada – penitent. To nie prawda! Ja jako spowiednik również otrzymuję bardzo dużo. Radość przede wszystkim z tego, że człowiek pojednał się z Bogiem, że uznał swoją winę i przyszedł Boga prosić o przebaczenie, że uświadomił sobie, że nie tędy droga, że znalazł najlepsze z możliwych rozwiązanie dla swoich trudności i kłopotów. Radość również z powodu namacalnie doświadczanej Bożej dobroci, Jego miłosierdzia, które jest przeogromne. To jest coś nieprawdopodobnego, tego po prostu do końca nie można przelać na papier, to radość, która w całości wypełnia serce i jeszcze wychodzi na zewnątrz!!! Otrzymuję też dzięki posłudze w konfesjonale ogromną siłę do walki o Boga w moim życiu i w życiu osób mi powierzonych. Siła ta pozwala mi również przetrwać moje własne kryzysy, załamania i niepowodzenia.

Nade wszystko bycie spowiednikiem uczy mnie pokory, gdy po prostu nie wiem, co mam danemu człowiekowi powiedzieć, gdy ja sam czuję się jak miotła bez włosia, dużo dalej i obco wobec Boga, niż człowiek, który wyznaje swoje grzechy. Uczy mnie spowiadanie umiejętności wczucia się w sytuację drugiej osoby, pochylenia głowy wtedy, gdy człowiek wytęża wszystkie swe siły, by choć trochę przesunąć się do przodu na drodze ku Bogu. Siadanie do konfesjonału jest też dla mnie miernikiem, czy ja sam nie powinienem już zająć miejsca z drugiej strony kratki – nie w postawie siedzącej, lecz klęczącej. Chęć bycia dobrym spowiednikiem na pewno wymaga ode mnie regularnej i dobrze przeżytej własnej spowiedzi. Nigdy nie będzie dobrym spowiednikiem ten, kto sam się nie spowiada, albo robi to źle, niedbale. Wreszcie bycie spowiednikiem jest również męczące, ale jest to bardzo pozytywne. To ten rodzaj zmęczenia, który bardzo lubię. Gdy np. w okresie adwentu po całym dniu spowiadania wracam do swego pokoju i mogę Panu Bogu podziękować za tylu ludzi, którzy do Niego, również dzięki mojej posłudze powrócili. Jestem wtedy taki zadowolony i z satysfakcją kładę głowę na poduszkę.

Mam świadomość, że kapłan jest też w stanie w konfesjonale niesamowicie kogoś skrzywdzić, odepchnąć od Pana Boga. Dlatego tak ważna jest modlitwa za nas spowiedników. Bardzo was o nią proszę, zwłaszcza wtedy, gdy przygotowujecie się do własnej spowiedzi, albo gdy wiecie, że ktoś z bliskich ma taki zamiar. Pomódlcie się wtedy za tego, którego spotkacie w konfesjonale, on tego bardzo potrzebuje, właśnie po to, żeby każdy z was spotkał po drugiej stronie kratki bardziej miłosiernego Boga, niż zmęczonego księdza.