Eucharisto

Autor tekstu
Ks. Piotr Przyborek
W czasie studiów uczęszczałem na lektorat z greki biblijnej. Profesor prowadzący zajęcia stworzył system nauczania greki koine jako języka mówionego. Uczył go tak, jak się naucza języków współczesnych. Przychodząc na zajęcia miało się wrażenie podróży w czasie. Rozmawialiśmy ze sobą posługując się wyłącznie potocznym greckim z początku naszej ery. Dzięki temu zaczęły ożywać słowa znane dotychczas wyłącznie z Ewangelii. Z początku wyrażenia te, użyte w innym, „nie świętym” kontekście zgrzytały wydając się być nie na miejscu.

W czasie studiów uczęszczałem na lektorat z greki biblijnej. Profesor prowadzący zajęcia stworzył system nauczania greki koine jako języka mówionego. Uczył go tak, jak się naucza języków współczesnych. Przychodząc na zajęcia miało się wrażenie podróży w czasie. Rozmawialiśmy ze sobą posługując się wyłącznie potocznym greckim z początku naszej ery. Dzięki temu zaczęły ożywać słowa znane dotychczas wyłącznie z Ewangelii. Z początku wyrażenia te, użyte w innym, „nie świętym” kontekście zgrzytały wydając się być nie na miejscu.

Z czasem jednak, słysząc niektóre z tych „ważnych” słów w codziennym użyciu, zacząłem zdawać sobie sprawę z bogactwa ich znaczenia. Jednym z takich słów było eucharisto, które jako„dziękuję” często występowało w dialogach lekcyjnych, budząc za każdym razem moje zdumienie. Oto słyszę i używam w rozmowie określenia zarezerwowanego do nazwania największego chrześcijańskiego misterium.

Dzięki temu dotarło do mnie to, jak bardzo ludzkie i powszednie było objawienie Jezusa Chrystusa. Sam Bóg zbliżył się do nas i opisał odkupienie człowieka posługując się codzienną mową. Jezus w czasie ostatniej wieczerzy wypowiada swoje eucharisto, od którego Najświętsza Ofiara zaczerpnęła swą nazwę. Święty Łukasz relacjonuje to w następujący sposób: Jezus uczynił dzięki (eucharistesas – wyrażenie to opisuje modlitwę Jezusa przed rozmnożeniem chleba i Ostatnią Wieczerzą) i podał uczniom mówiąc: Bierzcie i jedzcie; bierzcie i pijcie (Łk 22,17-19). To samo eucharisto wypowiadane tak często w ciągu dnia nabrało naraz uroczystego, odświętnego znaczenia. Zostało wplecione w Wielkie Dziękczynienie poprzez które Jezus Chrystus złożył samego siebie w ofierze za grzech świata.

Ten proces przenikania się znaczeń zachodzi również w drugą stronę. Od chwili kiedy Jezus wypowiedział swoje eucharisto, każda sprawowana Msza święta, która jest uobecnieniem Jego ofiary promieniuje na codzienność tego, który ją sprawuje lub w niej uczestniczy. Takie jest Jej zadanie.

Proces ten w odniesieniu do księdza można opisać na wzór matematycznego twierdzenia: Jego życie będzie pełne o tyle, o ile pozwoli on by Eucharystia miała na nie bezpośredni wpływ. I odwrotnie: Eucharystia sprawowana przez księdza będzie piękna i cudowna o ile wypływać będzie z piękna jego codziennego życia.

Teoretycznie wydaje się to być jasne i proste. W praktyce jednak bardzo często codzienne życie rozmija się z Eucharystią, co prowadzić może do swoistej schizofrenii. Ksiądz idąc na Mszę świętą opuszcza na chwilę to, czym żyje na co dzień, staje przed Bogiem składając Bogu in persona Christi Najświętszą Ofiarę, kończy i wraca do codzienności w której ciężko doszukać się choćby śladu tego, co się jeszcze przed chwilą dokonało. Kim innym jestem w czasie składania Najświętszej Ofiary, a kim innym kiedy wracam do codzienności.

Czy można to zmienić? Popatrzmy na Jezusa. Po tym jak wypowiedział Bogu Ojcu swoje eucharisto, złożył się całkowicie w ofierze za zbawienie świata. Nie zatrzymał nic dla siebie. „Stał się posłusznym aż do śmierci”. Sam stał się Eucharystią. Oczywiście można powiedzieć, że to jest ideał. Ja do niego nie dorastam. Jestem tylko zwykłym księdzem … i na tym kończę.

Na szczęście jednak Bóg ofiarował nam inne zakończenie. Skoro pozwolił kapłanowi wypowiadać słowa Chrystusa „To jest Ciało moje, to jest Krew moja”, to znaczy że daje też łaskę by całe jego życie stało się również ofiarą zgodnie z wezwaniem: „Módlcie się aby moją i waszą ofiarę przyjął Bóg Ojciec Wszechmogący”. Tak więc „ewangeliczne” wymówki w stylu „kupiłem pole i muszę je zobaczyć”, czyli „Panie Boże, to nie dla mnie” nie mają tu najmniejszego zastosowania. Skoro jestem księdzem, to mam zadanie i możliwość tak jak Chrystus stać się Eucharystią.

Pomocna w tym zadaniu może być zwyczajna pamięć o Eucharystii. Przez cały dzień. O tym, że już Ją sprawowałem (rano) lub że dopiero będę ją sprawował (wieczorem). Pamięć pomaga w wykuwaniu tożsamości. Im bardziej pamiętam o Eucharystii do której zmierza mój dzień, tym bardziej się z nią utożsamiam. Tę swoistą „memoryzację” proponuje rozpocząć o od słowa „dziękuję”. Niech dźwięk tego słowa kieruje myśli ku Eucharystii. Zyska na tym zarówno waga wielokrotnie w ciągu dnia wypowiadanego „dziękuję” jak i Eucharystia, w którą wplecione zostanie dziękczynienie za każdą chwilę, przeżytą dzięki łasce Bożej.