Gdy przychodzi Miłosierdzie – adventus misericordiae

Autor tekstu
ks. Jan Uchwat
Oto Adwent, który jest właśnie dla mnie. Oto Jubileuszowy Rok Miłosierdzia, który jest przede wszystkim dla mnie. Tak powinniśmy myśleć my, księża. Dlaczego? To bardzo ważne, ponieważ nam – księżom, mężczyznom – często grozi podejście zadaniowe, a to swego rodzaju niebezpieczeństwo. Jest zadanie, jest działanie.

W takim podejściu nie myśli się o sobie – co zasadniczo jest dobrą postawą – ale nie w przypadku, gdy w grę wchodzi miłosierdzie, które przychodzi do każdego z nas osobiście. Czy mogę opuścić mieszkanie swego serca, gdy w jego progu czeka ze swoimi darami dla mnie miłosierny Chrystus, prosząc, abym Go przyjął? Z czym pójdę do ludzi, jeśli sam Go nie przyjmę?

Jeśli chodzi o miłosierdzie, muszę pamiętać, że ono się rozlewa najpierw dla mnie i na mnie, a następnie – na innych. Ksiądz nie może odmówić miłosierdzia nikomu – nie może go odmówić sobie. Im więcej i bardziej świadomie przyjmę ja sam, ksiądz, Boże miłosierdzie, tym lepiej dla wszystkich, do których pójdę, aby je rozdać bezinteresownie, darmowo. Siłą rzeczy, jeśli już mówić o podejściu zadaniowym – im więcej zaufam, tym większą otrzymam łaskę miłosierdzia, tym lepiej wypełnię moje zadanie, powołanie. Powinienem być miłosierny dla Boga, który pragnie mi okazać swoje Miłosierdzie i czeka na moją zgodę. Muszę mieć miłosierdzie dla siebie samego.

Warto podjąć konkretne kroki. Przede wszystkim „gorliwiej, intensywniej” nie znaczy „więcej”. Aby dobrze skorzystać z tego czasu łaski, nie trzeba już niczego dodawać (modlitwy, umartwienia itp.). Wszystko polega na tym, aby zostało to, co jest, ale by było bardziej intensywne. Spróbujmy z większą miłością i zaangażowaniem przeżywać to, co robimy. Na przykład modlitwa Anioł Pański w czasie adwentu – doskonała okazja do tego, by modlić się krótko i intensywnie. Ile to wymaga tzw. „ładunku miłości” w odmawianiu! Bóg chce, abyśmy byli gorący, nie letni. Oto lekcja miłosierdzia. W naszej codzienności kapłańskiej wiele jest takich momentów, kiedy możemy coś mocniej przeżywać (gorliwiej, intensywniej). W tym „jak żyję Bogiem” (a nie „ile robię dla Boga”) kryje się prawdziwy skarb miłosierdzia. Trzeba go odkryć w swoich relacjach z Bogiem i ludźmi. Trzeba sobie podarować czas łaski.

Poza tym dobrze jest skorzystać z mądrości tradycji Kościoła i wybrać dodatkowo konkretne postanowienie. Jak sprawdzić, czy jest ono konkretne? Dobrym sposobem weryfikacji będzie to, czy powiem o tym mojemu spowiednikowi albo kierownikowi duchownemu. Sami zachęcamy świeckich do takich postanowień. Nasze zachęty będą bardziej skuteczne, jeśli najpierw sami wybierzemy postanowienie dla siebie. Dobrze wiemy, że Verba docent, exempla trahunt! I chociaż nikt nie musi wiedzieć o naszych postanowieniach, to w świecie ducha takie decyzje mają swoje oddziaływanie. To prosty sposób, by bardziej kochać Jezusa i na nowo odkryć swoje kapłaństwo. Postanowienia dotyczące naszego rozwoju w obszarze miłosierdzia potrzebne są nam po to, byśmy mogli być nie tylko dobrymi wyznawcami Miłosiernego Pana, ale i lepszymi pasterzami Jego Kościoła.

Bardzo prostym i oczywistym sposobem przeżywania Roku Miłosierdzia jest większa gorliwość w korzystaniu z sakramentu pojednania i dzięki temu większe oddanie, poświęcenie, cierpliwość itp. samego spowiednika. Właśnie tutaj w posłudze szafarza sakramentu pojednania najlepiej możemy ukazać miłosierne oblicze Boga (Misericordiae vultus). To wspaniały sakrament Bożego miłosierdzia. Właśnie teraz, w Roku Jubileuszowym, możemy jeszcze raz się zakochać w tym sakramencie. Konkretnymi znakami miłosierdzia będzie z naszej strony więcej czasu spędzonego w konfesjonale, więcej cierpliwości dla penitentów. Nie odmawiajmy ludziom, jeśli nas proszą, abyśmy byli stałymi spowiednikami, ofiarujmy więcej modlitwy za nich. Przede wszystkim miłosierna będzie troska o osobistą świętość. Jednym ze sposobów okazywania miłosierdzia jest cierpliwe przyjęcie tych, którzy nie mogą przyjąć rozgrzeszenia. Rozmowa z nimi. Możemy zachęcić ich do modlitwy, uczęszczania na Mszę św., możemy zachęcić, by przychodzili do konfesjonału porozmawiać o wierze, możemy udzielać im błogosławieństwa. Naturalnie w takiej sytuacji trzeba jasno wytłumaczyć, że to nie rozgrzeszenie ani błogosławieństwo, będące aprobatą moralnego zła, ale miłosierdzie Boga, które może pomóc w powstawaniu z grzechu.

Ksiądz ukazuje oblicze Miłosiernego Boga Ojca najpierw przez to, że sam ma pogodną twarz. To coś bardzo prostego i zarazem bardzo ważnego w głoszeniu Ewangelii. Życzliwość, uśmiech na twarzy, pogodne oblicze okazywane innym jest istotnym sposobem wcielania w życie misericordiae vultus – zgodnie z hiszpańskim powiedzeniem: Un santo triste es un triste santo („Smutny święty to żaden święty”)lub przysłowiem meksykańskim: Un padrecito triste es la peor cosa del mundo („Najgorsza rzecz na świecie to smutny ksiądz”). O pogodne oblicze należy zadbać, bo to nie kwestia fizjonomii, ale pracy nad sobą, łaski uświęcającej i świadomego przeżywania powołania kapłańskiego. Dla mnie krzyż, dla innych uśmiech jak mawiał św. Josemaría Escrivá. Miłość pasterska przynagla nas kapłanów, aby zachowywać pogodne oblicze. Caritas Christi urget nos – Miłość Chrystusa przynagla nas (2 Kor 5, 14) do tego, aby ukazywać innym pogodne oblicze i w ten sposób przybliżać ich do Jezusa.

Dobrym sposobem przeżywania Roku Miłosierdzia może być rozmyślanie nad słowami absolucji, a także bardzo świadome wypowiadanie formuły rozgrzeszenia:

Deus, Pater misericordiarum, qui per mortem et resurrectionem Filii Sui mundum Sibi reconciliavit et Spiritum Sanctum effudit in remissionem peccatorum, per ministerium Ecclesiae indulgentiam tibi tribuat et pacem. 

Bóg, Ojciec miłosierdzia, który pojednał świat ze sobą przez śmierć i zmartwychwstanie swojego Syna, i zesłał Ducha Świętego na odpuszczenie grzechów, niech ci udzieli przebaczenia i pokoju przez posługę Kościoła.

Warto bardzo świadomie i ze szczególnym naciskiem wypowiadać te znamienne, święte słowa: Ojciec miłosierdzia (Pater misericordiarum) i po rozgrzeszeniu w skupieniu słuchać odpowiedzi penitenta: Wysławiajmy Pana bo jest dobry. Bo Jego miłosierdzie trwa na wieki.

Umiejmy się we własnym kapłańskim życiu bezinteresownie cieszyć Obliczem Ojca Miłosierdzia. Nie musimy mierzyć naszej „wyobraźni miłosierdzia” ilością czynów. Nasza postawa miłosierna nie jest zadaniem, jest łaską. Potrzebna jest nam ufność i wdzięczność dla takiego Ojca. W miłości miłosiernej nie szukajmy obowiązku, odnajdujmy tu szczęście i radość.