Moja pływająca parafia

Autor tekstu
Ks. Artur Jeziorek
Drodzy Współbracia,Jestem kapelanem na statku, od kilku lat pełnię tę specyficzną służbę duszpasterską wśród marynarzy i tych którzy przemieszczają się po morzach, w trakcie rejsów, które nieraz trwają po 7-8 miesięcy. Zajmuję się też posługą duszpasterską w porcie, działając poprzez Stelle Maris wśród marynarzy ze statków handlowych, wojennych, rybackich czy też pracowników portowych.

Drodzy Współbracia,

Jestem kapelanem na statku, od kilku lat pełnię tę specyficzną służbę duszpasterską wśród marynarzy i tych którzy przemieszczają się po morzach, w trakcie rejsów, które nieraz trwają po 7-8 miesięcy. Zajmuję się też posługą duszpasterską w porcie, działając poprzez Stelle Maris wśród marynarzy ze statków handlowych, wojennych, rybackich czy też pracowników portowych.

Jako kapłan stanowię cząstkę międzynarodowej rodziny Duszpasterstwa Ludzi Morza (Apostolato del Mare), które od 70 lat zajmuje się posługą na pokładach statków, otaczając opieką duszpasterską marynarzy i pasażerów w ich podróżach poprzez morza i oceany świata. Od niedawna jestem też koordynatorem krajowym kapelanów morskich we Włoszech.

Na pokładzie statku żyje się 24 godziny na dobę wśród ludzi pochodzących z różnych kontynentów, kultur i religii. Życie marynarza to rzeczywistość, która często jest nam obca i tak odległa od naszych codziennych wyobrażeń, póki nie stanie się na pokładzie i nie ruszą silniki statku. Pewne rzeczy trudno sobie nawet wyobrazić. Chciałbym o tym opowiedzieć, szczególnie tym, dla których życie na statku jest niewiadomą… o tym szczególnym świecie, który żyje “jakby w brzuchu stalowego wieloryba”, przemierzającego wody całego świata.

Statki pasażerskie (lub turystyczne), na których pełnimy służbę, są coraz większe, są w stanie pomieścić do 4000 pasażerów i ponad 1300 członków załogi. To niesamowite! Stanąć pod takim statkiem zacumowanym w porcie, to tak jakby stanąć u stóp ogromnego wieżowca. Chociaż kapelan morski pełni posługę duszpasterską przede wszystkim wśród członków załogi, posiadając stopień pierwszego oficera i zajmuje jednocześnie jedną z wyższych pozycji w hierarchii pokładowej, to nade wszystko stara się być ojcem, bratem i przede wszystkim przyjacielem. Jest “ojcem” nie tylko dla katolików, ale też dla muzułmanów, hinduistów czy agnostyków. Kapelan troszczy się o potrzeby duchowe, materiale czy nawet socjalne członków załogi, stara się, by ten długi czas rozłąki z rodziną, bliskim, przyjaciółmi nie był powodem stresu, problemów i napięć. Czasami środkiem do zachowanie równowagi w sferze duchowej czy emocjonalnej będzie mecz w porcie, czy wspólnie obchodzone imieniny, czasem poważna rozmowa, zagłębianie się w duchowe sprawy, a zwłaszcza posługa sakramentami.

Bez przesady można powiedzieć, ze obecność kapelana czuje się w powietrzu. Jeśli odwiedzasz marynarzy w ich miejscu pracy: w maszynowni, na mostku, w pralni, kuchni, szpitalu pokładowym, jeśli czekasz na nich w biurze kapelana często jest ci dane odczuć, że twoi „parafianie” doceniają obecność kapłana. Ale jeśli cię nie ma, twoja nieobecność jest natychmiast zauważalna i sypią się pytania: gdzie jest ksiądz? I biada gdyby cię zabrakło. Zabrakłoby wtedy dla załogi (i nieważne czy są to katolicy, czy też nie) kogoś ważnego, kogoś jedynego… naprawdę zabrakłoby “father” OJCA !!!

Kapelan nie zapomina jednak o pasażerach, codziennie odprawia Msze św., spowiada. Choć, jak wspomniałem prawie 90% posługi realizuje wśród członków załogi, to stara się również służyć pasażerom statku. Do obowiążków kaplena należy przygotowanie do sakramentów, katechizacja, udzielenie chrztu czy bierzmowania. Jest całe mnóstwo pracy ewangelizacyjnej. Ileż to razy, przychodzą do nas Hindusi, Indonezyjczycy, aby im opowiedzieć o Jezusie, a potem po 7-8 miesiącach wspólnego życia, pracy, spotkań i rozmów, zadają pytanie: a czy ja mógłbym być ochrzczony ? I wtedy czujesz, że twój pobyt tu na statku, twoja samotność, twoja tęsknota za lądem, za bliskimi, przynosić owoce i ma głęboki sens. Dzień kapelana jednak nie kończy się o północy, to jeszcze za wcześnie. Kiedy większość pasażerów idzie spać, i załoga ma więcej czasu wolnego, wtedy dopiero masz czas, żeby z każdym spokojnie porozmawiać, czy to na korytarzu, w barze dla załogi, w kuchni czy messie, gdzie zaczyna się kolacja. Nie zawsze jest to łatwe, ale właśnie w taki sposób można przeżyć i doświadczyć tego, o czym pasał św. Paweł : STAŁEM SIĘ WSZYSTKIM DLA WSZYSTKICH ŻEBY W OGÓLE OCALIĆ NIEKTÓRYCH (1 kor 9.22)

To trudna i specyficzna służba: trzeba mieć opanowany język obcy, posiadać odpowiednie zdrowie i wytrzymałość psychiczną, przejść odpowiednią formację i szkolenia, ale naprawdę warto. Warto spróbować dla samego siebie, dla braci, dla Kościoła.. i dla Jezusa, zwłaszcza dla JEZUSA!

Jeśli któryś z Księży byłby zainteresowany tym rodzajem posługi, zapraszam do kontaktu: artur@stellamaris.tv