Radość z bycia księdzem cz. 2

Autor tekstu
Ks. Marek Dziewiecki
Bóg powołuje kapłanów, by na wzór Chrystusa kochali i uczyli kochać.Mieć czas dla człowiekaKapłan to Boży ratownik człowieka, który wie, że zawsze jest na dyżurze. To ktoś, kto każdego dnia z nowym zapałem współpracuje z Bogiem w ratowaniu ludziom życia doczesnego i wiecznego. Wspaniały chirurg może jedynie przywrócić komuś zdrowie fizyczne czy przedłużyć życie doczesne. Jednak lekarz – jako lekarz - nie nauczy sztuki życia ani mądrego korzystania ze zdrowia.

Bóg powołuje kapłanów, by na wzór Chrystusa kochali i uczyli kochać.

Mieć czas dla człowieka

Kapłan to Boży ratownik człowieka, który wie, że zawsze jest na dyżurze. To ktoś, kto każdego dnia z nowym zapałem współpracuje z Bogiem w ratowaniu ludziom życia doczesnego i wiecznego. Wspaniały chirurg może jedynie przywrócić komuś zdrowie fizyczne czy przedłużyć życie doczesne. Jednak lekarz – jako lekarz - nie nauczy sztuki życia ani mądrego korzystania ze zdrowia.

Niektórzy pacjenci po odzyskaniu zdrowia, sami je niszczą, na przykład nadużywają alkoholu, sięgają po nikotynę czy narkotyk, albo mają tak nieodpowiedzialny tryb życia czy godzą się na tak toksyczne więzi, że doprowadzają siebie do rozpaczy. Dojrzały kapłan wie, że jest powołany do tego, by stać się duchowym ojcem dla każdego spotkanego człowieka i by uczyć go ewangelicznej sztuki życia, której nie nauczy go nikt inny. Kapłan wierny powołaniu to ktoś, kto – podobnie jak Piotr - kocha Boga bardziej niż inni ludzie i kto dzięki temu staje się wiernym przyjacielem człowieka. To ktoś, kto rozumie, że nie da się oddzielić miłości do Boga od miłości do człowieka. To ktoś, kto zawsze ma czas dla bliźniego właśnie dlatego, że zawsze ma czas dla Boga. Misji kapłańskiej nie da się wypełniać „zaocznie” albo za pomocą duchowej jedynie obecności.

Wiem, że kapłaństwo - podobnie jak małżeństwo - nie jest dziełem człowieka, ale zamysłem Boga. Jest przejawem rodzicielskiej troski Boga o człowieka. Bez szczęśliwej rodziny, opartej na trwałym i wiernym małżeństwie, żadne społeczeństwo nie ma dobrej przyszłości. Podobnie każdemu społeczeństwu i w każdych czasach potrzebni są kapłani według serca Bożego, którzy zawsze mają czas na to, by szukać człowieka i by uczyć go sztuki życia w świętości. Jezus uczy mnie troszczyć się o człowieka zagrożonego przez samego siebie czy przez innych ludzi. On „widząc tłumy ludzi, litował się nad nimi, bo byli znękani i porzuceni, jak owce nie mające pasterza” (Mt 9, 36). Kapłan podejmuje tę samą troskę Jezusa i powinien czynić to z podobnym zapałem i podobną gorliwością, jak Syn Boży, w którym miłość Boga do człowieka stała się widzialna.

Kapłan według serca Bożego jest zawsze ofiarnym darem dla innych, gdyż nie ma miłości bez ofiarności. W skrajnych sytuacjach potrafi nawet oddać życie doczesne za powierzone sobie owce, jak o. Maksymilian Kolbe czy jak ks. Jerzy Popiełuszko. Taki kapłan uczy się od samego Boga wyobraźni miłości i wyobraźni miłosierdzia. Jeśli jakiegoś księdza męczy praca z dziećmi, z młodzieżą, z ludźmi dorosłymi, z chorymi, samotnymi, starszymi czy bezradnymi, to znaczy, że ksiądz ten zbyt mało kocha Boga i dlatego zbyt mało wrażliwy jest na los człowieka. Wiem z codziennej obserwacji, że ci kapłani, którzy mocno kochają, zawsze znajdują czas i siły potrzebne do tego, by być radosnym darem dla ludzi od świtu do późnego wieczora. Podobnie jak kochający małżonkowie i rodzice znajdują czas i siły potrzebne do tego, by codziennie wspierać swoich bliskich obecnością i miłością.

Mieć czas dla samego siebie

W czasie trzydziestu lat kapłaństwa odkryłem także i tę prawdę, że pomagając innym ludziom, nie pomaga jeszcze samemu sobie. Właśnie dlatego wiem, ze dojrzały ksiądz to ktoś, kto troszczy się o to, by być nie tylko przyjacielem Boga i bliźniego, ale też przyjacielem dla samego siebie. Nie może być duchowym wsparciem dla innych ludzi ktoś, kto ma problemy z samym sobą. Kapłan wierny otrzymanej misji troszczy się nie tylko o formowanie innych ludzi według zasad Ewangelii, ale też o własny rozwój i o radosne dorastanie do świętości. Dojrzały kapłan to ktoś, kto wie, że potrzebuje czasu również dla samego siebie: czasu na refleksję nad sobą, na rachunek sumienia, na lekturę, na formację stałą, na codzienny spacer na świeżym powietrzu. Kapłan wierny swej misji to ktoś, kto rozwija w sobie bogate człowieczeństwo. To ktoś, kto mówi sobie prawdę o swoim postępowaniu i stawia sobie stanowcze, ewangeliczne wymagania. Najważniejszym z tych wymagań jest radosne dążenie do świętości.

Być przyjacielem dla samego siebie to przeżywać swoje istnienie na sposób wierny przyjętej konsekracji kapłańskiej i w żaden inny sposób! To modlić się, myśleć, kochać i pracować na wzór Chrystusa. Kapłaństwo jest najpierw określonym sposobem istnienia, a dopiero później określonym sposobem postępowania. W życiu kapłana obowiązuje zasada: być przed mieć. Tylko ten, kto rzeczywiście stał się kapłanem według serca Jezusa, ma szansę w owocny sposób wykorzystać zdobytą wiedzę oraz kompetencje, a także dobra materialne, którymi dysponuje. Jeśli dany ksiądz zdobył pogłębioną wiedzę i opanował wiele umiejętności potrzebnych w duszpasterstwie, ale nie stał się kapłanem w swoim sposobie istnienia, to jego posługa duszpasterska stanie się dla niego źródłem stresu i okaże się mało owocna.

Chrystus w wyjątkowo twardych słowach upominał faryzeuszów i uczonych w Piśmie za to, że usiłowali pouczać innych ludzi, a sami w Boży sposób żyć nie umieli. Upominał też stanowczo swoich własnych uczniów, którzy nie dorastali do łaski powołania, albo którzy sprzeniewierzyli się otrzymanej misji. Do duchownych wszystkich czasów Jezus kieruje niezwykle mocne słowa upomnienia i przestrogi: „Jesteście, jak groby pobielane, które tylko z zewnątrz wyglądają porządnie, a w środku pełne są robactwa. Nakładacie na ludzi ciężary nie do udźwignięcia, a sami palcem tknąć ich nie chcecie. Sami nie wchodzicie do nieba i przeszkadzacie tym, którzy chcą wejść do niego” (por. Mt 23, 1–2). Ludziom, którzy stykają się z tego typu nieszlachetnymi duchownymi, Jezus daje następującą radę: „Słuchajcie ich, ale ich nie naśladujcie” (Mt 23, 3).

Nie mam wątpliwości co do tego, że dojrzały ksiądz to ktoś nieskazitelny jak gołąb, a jednocześnie roztropny jak wąż (por. Mt 10, 16). Karykaturą kapłana jest zarówno ksiądz dobrotliwy, ale niedouczony i nieroztropny, jak też ksiądz wprawdzie inteligentny i uczony w Piśmie, ale niezdolny do tego, by ofiarnie kochać. Pierwszy okaże się kimś naiwnym, a drugi kimś cynicznym. W obu przypadkach szybko dojdzie do zmęczenia, rozgoryczenia czy zniechęcenia posługą kapłańską. Kapłanem radosnym i wytrwałym w swej posłudze może być jedynie ten, kto jest jednocześnie kimś dobrym i mądrym. Taki kapłan odnosi najpierw sukcesy w wychowywaniu samego siebie, czyli jako pierwszy czyni to, czego naucza: „Tak niech świeci wasze światło przed ludźmi, aby widzieli wasze dobre uczynki i chwalili Ojca waszego, który jest w niebie” (Mt 5, 16). Kapłan, który głosi słowo Boże innym ludziom, ale nie samemu sobie, staje się ideologiem. Przestaje być świadkiem, który jako pierwszy postępuje zgodnie z tym, czego naucza. Bycie ideologiem zamiast świadkiem, nikomu nie wystarczy do szczęścia i szybko okazuje się nużącym zajęciem.

Dojrzały ksiądz to ktoś, kto ma czas dla siebie, ale nie jest to czas przeznaczony na bezczynność! Wprowadzanie „wolnego dnia” w dosłownym znaczeniu tego słowa, jest nieporozumieniem. Kapłan ma prawo do takiego dnia w tygodniu, w którym ma więcej czasu na lekturę, na przygotowanie homilii i katechez, na aktywny wypoczynek. Nie jest to jednak dzień wolny w sensie „odpoczynku” od kapłaństwa czy od gotowości do ofiarnej posługi, jeśli także tego dnia zajdzie taka potrzeba. Dzień „wolny” od kapłaństwa byłby podobnym absurdem jak dzień „wolny” od bycia małżonkiem czy rodzicem. Również tego dnia, w którym dany ksiądz nie ma katechezy czy innych zajęć w parafii, powinien pozostać wrażliwy na potrzeby wspólnoty, w której pracuje. Jeśli zatem w jego „wolny” dzień wypadnie na przykład pogrzeb, święto czy dzień rekolekcji, wtedy powinien on z własnej inicjatywy pozostać w parafii, by służyć posługą w konfesjonale czy dać parafianom szansę na rozmowy indywidualne. 

Kapłan, który jest dojrzałym przyjacielem dla samego siebie, troszczy się o swoje zdrowie i o dobrą kondycję fizyczną. Czyni to jednak nie poprzez dzień „wolny” od zajęć, lecz poprzez właściwe odżywianie, codzienny ruch na świeżym powietrzu, wolność od uzależnień, a także poprzez właściwą porę snu i minimalne lub żadne korzystanie z telewizji czy Internetu. Taki kapłan wie, że praca jest zdrowa dla ducha i dla ciała oraz że sensem troski o zdrowie jest to, by być coraz bardziej ofiarnym i pracowitym darem dla innych.

Obrońca kobiet i rodzin

Wiem, że szczególnie ważnym znakiem wierności swemu powołaniu jest dla kapłana szczególna troska o kobiety i o rodziny.W Roku Rodziny (1994), w „Liście do kapłanów” Jan Paweł II przypomniał nam o tym, że „ów podstawowy wymiar ludzkiej egzystencji, jaki stanowi rodzina, jest z różnych stron poważnie zagrożony we współczesnej cywilizacji. Równocześnie zaś owa <rodzinność> życia ludzkiego jest wielkim dobrem człowieka. Kościół pragnie służyć temu dobru”. Już na początku historii ludzkości Bóg upewnił nas o tym, że los poszczególnych osób i całych społeczeństw zależy od tego, w jaki sposób mężczyzna i kobieta - a zwłaszcza mąż i żona! -odnoszą się do siebie nawzajem. Pierwsze polecenie, z jakim Bóg zwraca się do człowieka, dotyczy właśnie małżeństwa i rodziny: „Bądźcie płodni i rozmnażajcie się” (por. Rdz 1, 28). W Biblii błogosławieństwem jest jedynie płodność małżonków i dlatego owo pierwsze polecenie Boga to zaproszenie do tego, by mężczyzna i kobieta pokochali siebie aż tak bardzo, by zapragnęli pozostać ze sobą na zawsze i by z radością przyjmowali dar potomstwa.

Jestem kapłanem powołanym do tego, by - na wzór Chrystusa - stawać się odważnym obrońcą kobiet oraz by chronić małżeństwa i rodziny przed różnorakimi zagrożeniami. Celibat kapłański nie jest dla mnie formą ucieczki od więzi z kobietami, lecz przeciwnie – stanowi pomoc w tym, bym zachował w sobie serce wolne i czyste po to, by spotykane przeze mnie kobiety wspierać w dorastaniu do ich kobiecego geniuszu oraz by pomagać w rozwoju tym, których one najbardziej kochają. Dzięki celibatowi mogę ofiarnie troszczyć się o powierzone mi małżeństwa i rodziny, nie czyniąc tego kosztem żony i własnych dzieci. Jest dla mnie oczywiste, że to z tego właśnie powodu w całej swej historii Kościół wykluczał możliwość zawierania małżeństw przez tych, którzy przyjęli sakrament kapłaństwa. Również w Kościele prawosławnym nie jest możliwe zawarcie małżeństwa po przyjęciu święceń kapłańskich.

Wszystkie formy duszpasterstwa, jakie podejmuję na co dzień, są przejawem troski o los małżeństw i rodzin w środowiskach, do których zostałem posłany. Gdy sprawuję Eucharystię i modlę się, gdy udzielam sakramentów (zwłaszcza sakramentu małżeństwa i sakramentu pojednania), gdy głoszę słowo Boże i katechizuję, gdy prowadzę wykłady i piszę książki, gdy uczestniczę w programach telewizyjnych i radiowych, gdy prowadzę spotkania z grupami formacyjnymi, gdy odprawiam nabożeństwa, gdy uczestniczę w pieszych pielgrzymkach, gdy prowadzę rekolekcje i dni skupienia, gdy podejmuję dyżury w telefonie zaufania diecezji radomskiej, gdy prowadzę rozmowy indywidualne, gdy idę do kogoś z odwiedzinami, to wszystko czynię po to, by umacniać małżeństwa i rodziny. Bezpośrednim przejawem troski o los rodzin jest troska kapłana o solidne przygotowanie narzeczonych do sakramentu małżeństwa. Wiem, że jest to zadanie szczególnie ważne obecnie, ponieważ żyjemy w społeczeństwie, w którym feministki proponują walkę kobiet z mężczyznami, aktywiści gejowscy propagują izolację kobiet i mężczyzn, a egoiści promują tak zwane „wolne związki” lub życie na zasadzie singla, który myśli jedynie o samym sobie.

Pragnę przygotowywać młodych ludzi do życia w małżeństwie i rodzinie nie tylko wtedy, gdy prowadzę kursy przedmałżeńskie, ale poprzez każdy rodzaj pracy formacyjnej z dziećmi i młodzieżą. Najradośniejszym dla mnie zadaniem jest fascynowanie dzieci i młodzieży prawdziwą miłością, o której przecież ono sami marzą. Pamiętam o tym, że także moim największym marzeniem jako nastolatka było małżeństwo i szczęśliwa rodzina. Wiem o tym, że każdy człowiek chce być pokochany miłością nieodwołalną i wierną. Każda kobieta i każdy mężczyzna marzy najbardziej o tym, by spotkać kogoś, dla kogo stanie się kimś bezcennym na zawsze. Właśnie dlatego moją szczególną troską jest ochrona nastolatków przed demoralizacją. Staram się pomagać młodym ludziom tak żyć, by nie zniweczyli oni swoich własnych marzeń o miłości małżeńskiej i rodzicielskiej. Dzięki częstym kontaktom z zaprzyjaźnionymi rodzinami wiem, że w doczesności nic nie przynosi tak wielkiej radości, jak szczęśliwe małżeństwo i trwała rodzina, ale też nic tak bardzo nie boli, jak rodzina, w której zaczyna brakować miłości, a pojawia się krzywda i cierpienie.

Niemal codziennie przekonuję się o tym, że pierwszymi ofiarami kryzysu małżeństw i rodzin są dzieci i kobiety. Wiem, że to my, mężczyźni, znacznie częściej krzywdzimy kobiety niż one krzywdzą nas. Moim powołaniem jest naśladowanie Jezusa, który był największym w historii ludzkości obrońcą kobiet i dzieci. On nie pozwalał skrzywdzić kobiety nawet spojrzeniem i stanowczo przestrzegał przed gorszeniem dzieci. Kierując się Jezusową troską o los kobiet i rodzin, staram się solidnie weryfikować dojrzałość narzeczonych po to, by się upewnić, że są oni w stanie wiernie i radośnie wypełnić przysięgę małżeńską. Zdarzyło mi się raz nawet to, że komuś z bliskich krewnych odmówiłem asystowania przy ślubie, gdyż było dla mnie oczywiste, że obydwoje narzeczeni nie osiągnęli jeszcze takiego stopnia dojrzałości, jakiego wymaga sakrament małżeństwa. Jest dla mnie oczywiste to, że kapłan ma obowiązek upewnić się, czy dany kandydat na małżonka dorósł już do miary tej miłości, na której opiera się święte małżeństwo i mądre wychowanie dzieci. To właśnie kapłan ma wyjaśniać narzeczonym, że sakramenty nie są jednym z praw obywatelskich, lecz darem Boga dla tych, którzy dorastają do miary tego daru. Gdy jacyś małżonkowie przeżywają poważny kryzys, to można postawić uzasadnione pytanie o to, czy w danym przypadku solidnie wypełnił swoje obowiązki ten ksiądz, który przygotowywał ich do ślubu i który orzekł, że obydwoje są na tyle dojrzali, że potrafią wypełnić przysięgę małżeńska. Zdaję sobie sprawę z tego, że gdybym niesolidnie przygotował lub jedynie powierzchownie zweryfikował dojrzałość narzeczonych do małżeństwa, to zaciągnąłbym wielką winę moralną.

Na co dzień - zwłaszcza poprzez spotkania z młodzieżą i studentami, a także poprzez rozmowy indywidualne i rekolekcje dla młodzieży oraz moje książki i teksty, które umieszczam w Internecie - staram się pomagać dziewczętom w stawaniu się takimi kobietami, które są świadome swego kobiecego geniuszu, które budują serdeczną przyjaźń z Bogiem, które mają zdrowe poczucie kobiecej dumy i które potrafią wychowywać mężczyzn zdolnych kochać wiernie i odpowiedzialnie. Moją szczególną troską jest pomaganie kobietom, by dorastały do bycia świętymi żonami, czułymi matkami i mądrymi wychowawczyniami oraz by każda z nich wzrastała w poczwórnej miłości: do Boga, do samej siebie, do męża, do dzieci. Wtedy bowiem mogą stać się szczęśliwymi kapłankami Kościoła domowego.

Na sercu leży mi również troska o solidną formację chłopców i mężczyzn, by uczyli się rozumieć, kochać i szanować kobiety. Stanowczo przypominam tym, którzy już są mężami i ojcami, że zaczynają łamać przysięgę małżeńską nie wtedy, gdy zdradzają czy biją żonę (to byłoby już przestępstwo!), ale gdy nie okazują żonie i dzieciom miłości, którą przecież ślubowali. Skoro my, księża, jesteśmy urzędowymi świadkami małżeństw zawieranych w naszej obecności, to mamy także obowiązek pomagania małżonkom w tym, by nikt z nich nie złamał złożonej przez siebie przysięgi. Nasza kapłańska pomoc w tym względzie przejawia się szczególnie poprzez prowadzenie grup formacyjnych dla małżonków i rodziców, a także przez codzienną troskę o solidne wychowanie ich dzieci.

Wymagam od siebie stanowczości w działaniu wtedy, gdy małżeństwa, którym towarzyszę, przeżywają kryzys. Jeśli poważnie krzywdzona jest żona i dzieci, to wtedy uruchamiam wszelkie możliwe formy pomocy dla nich. W skrajnych przypadkach przypominam kobietom o tym, że mają prawo bronić się przed mężem-krzywdzicielem do separacji małżeńskiej włącznie. Także bowiem w małżeństwie obowiązuje zasada mądrej miłości, jakiej uczy Jezus, a za Nim Kościół. Zasada ta brzmi: to, że kocham ciebie, nie daje ci prawa, byś mnie krzywdził. Wiem, że najbardziej owocną formą wspierania małżeństw i rodzin jest moja codzienna i ufna modlitwa w ich intencji do Boga, który każdego z nas rozumie, kocha i uczy kochać. Jan Paweł II w „Liście do kapłanów” w 1994 r. wzywał każdego z kapłanów: „Módlmy się za nasze rodziny duchowe, za osoby powierzone naszemu posługiwaniu”. Serdeczna modlitwa to początek i dopełnienie każdej mojej posługi na rzecz małżeństw i rodzin.

Zakończenie

W ciągu trzydziest lat kapłaństwa spotkałem wielu ludzi nieszczęśliwych: agresywnych, uzależnionych, krzywdzonych, zniechęconych, bezradnych. Spotkałem też takich ludzi, którzy są niezwykle szlachetni, mocni, radośni, wytrwali. Wspólnym problemem tych pierwszych jest to, że za mało kochają lub że są zbyt mało kochani przez swoich bliskich. Wspólnym źródłem siły tych drugich jest serdeczna przyjaźń z Bogiem i wierność Jego przykazaniom. To sprawia, że błogosławione stają się także ich więzi z bliźnimi. Być kapłanem to świadczyć o tym, że dla człowieka, który serdecznie zaprzyjaźniony jest z Bogiem, wszystko staje się możliwe. Taki człowiek potrafi iść drogą błogosławieństwa i życia w każdej sytuacji i za każdą cenę. Potrafi też doświadczać tej radości, którą przynosi nam Chrystus, a której ten świat ani dać, ani zabrać nie jest w stanie.

część 1...>>