Pozwól Bogu się uzdrowić

Autor tekstu
ks. Andrzej Przybylski
Wczoraj modliłem się o wewnętrzne uzdrowienie. Jakoś szczególnie mocno poczułem, że Bóg chce każdego z nas uzdrawiać z naszych słabości i zadawnionych nawet ran. Warto stanąć przed Bogiem i dokopać się do wszystkich tych miejsc, które są w nas źródłem naszych wątpliwości, lęków, smutków. Dobrze, gdy o takie wewnętrzne uzdrowienie modli się nad nami kapłan z grupą innych ludzi, ale równie dobrze możemy sami upaść na kolana przed Bogiem i prosić Go o uzdrawiające dotknięcie.

Wczoraj modliłem się o wewnętrzne uzdrowienie. Jakoś szczególnie mocno poczułem, że Bóg chce każdego z nas uzdrawiać z naszych słabości i zadawnionych nawet ran. Warto stanąć przed Bogiem i dokopać się do wszystkich tych miejsc, które są w nas źródłem naszych wątpliwości, lęków, smutków. Dobrze, gdy o takie wewnętrzne uzdrowienie modli się nad nami kapłan z grupą innych ludzi, ale równie dobrze możemy sami upaść na kolana przed Bogiem i prosić Go o uzdrawiające dotknięcie.

Modlitwa ma owocować naszą wewnętrzną przemianą. Co jakiś czas musimy przecież przeżyć taką modlitwę, w której umrze w nas stary Adam a narodzi się Chrystus. Grzech jest raną duszy i tak jak rana na ciele czyni nasze ciało słabszym i mniej odpornym, tak każdy grzech z przeszłości osłabia mocno nasze duchowe siły i zdolności. Denerwuję się czasem na siebie za takie czy inne zachowania, za słowa, które ranią innych, za brak wewnętrznej radości i większe poczucie strachu. I wiem wtedy, że muszę stanąć przed Bogiem i pozwolić się uzdrowić, odnowić w Bogu. To duchowe uzdrawianie zaczyna się niestety od dotknięcia ran, nawet tych zagojonych. Dobry lekarz musi obejrzeć chore miejsce, musi je dotknąć, zobaczyć, nawet za cenę bólu pacjenta. Podobnie jest z Bogiem. Jego uzdrawianie zaczyna się czasem od bolesnej konfrontacji z duchowymi zranieniami. Nie lubimy tego, chcielibyśmy zapomnieć o tych wszystkich chwilach, kiedy zostaliśmy zranieni i udać, że wszystko jest w porządku.

Sam długo byłem przekonany, że nie potrzebuję takiego uzdrowienia, że nic wielkiego mnie nie boli, a wszelkie grzechy i słabości są poza mną, są tylko zamkniętym etapem historii mojego życia. I może rzeczywiście dałoby się jakoś z tym żyć, ale Bóg nie chce byle jakiego mojego życia. On chce mi dać życie w obfitości, On chce usunąć wszystko, co niszczy we mnie Jego pokój. Bóg naprawdę chce mnie uzdrawiać. Nie może tego zrobić bez mojej zgody, bez mojego otwarcia się na Jego uzdrawiającą moc. Zafundujcie sobie taki czas duchowego sanatorium. Taki jeden dzień, w którym weźmiecie kartkę i długopis do ręki i napiszecie swoje bolesne CV.

Mamy czasem w kartotece, w ośrodku zdrowia, kartki z historią naszych chorób, żeby ciągle śledzić jak i z której strony możemy spodziewać się osłabienia. Dusza też ma swoją historię choroby. Warto ją, choćby na jeden dzień spisać i pokazać Panu Bogu, nikomu innemu, tylko Jemu. Założę się, że już samo spisanie tych chorób będzie uzdrawiające. Tę metodę zawsze proponuje na rekolekcjach Ojciec Rufus Pereira. W końcu Jezus ciągle do nas mówi, że przychodzi nas uzdrawiać, że nie przyszedł do zdrowych. Cieszę się, że dziś w Kościele dużo mówi się o wewnętrznym uzdrowieniu, dużo jest też takich uzdrawiających modlitw, poprzez które Bóg znów stawia człowieka na nogi. Po czym mogę poznać moje wewnętrzne uzdrowienie? Po pierwsze po pewności wiary w Boga i Jego obietnice. Człowiek uzdrowiony nie nosi w sobie żadnych wątpliwości co do skuteczności Bożych słów. A przecież często w nie wątpimy? Często wolimy użyć rad tego świata niż rad ewangelicznych. Te światowe wydają nam się skuteczniejsze. Druga rzecz po której poznać moje duchowe zdrowie to wyzwolenie z lęku. Gdy przestaję się bać, głosząc Jezusa i żyjąc Jego życiem wtedy mogę być uzdrowiony. Jezus ciągle zachęca uczniów, żeby się nie bali pójść za Nim. Trzecim objawem wewnętrznego uzdrowienia jest radość w Panu. W ostatni piątek odprawiałem Drogę Krzyżową.

Za oknem kaplicy pięknie świeciło słońce. Przez chwile moje myśli uciekły mi z wnętrza kościoła, z obrazów męki Jezusa w stronę myślenia o wakacjach, morzu, górach. Pomyślałem o studentach, którzy płyną kajakami po Brdzie, o znajomych, którzy pojechali na żagle. Kiedy próbowałem znów skierować myśli na Krzyżową Drogę postawiłem sobie, jakby w imieniu samego Boga, ważne pytanie: „A czy Jezus jest twoją radością? Czy w Nim i z Nim potrafisz naprawdę się rozradować?” W tym nie było żadnych pretensji, ani ukrytego żalu, że akurat siedzę w Częstochowie, nie było najmniejszej nutki zazdrości wobec tych, którzy radują się z wakacji. To było pytanie o to, czy sam Bóg potrafi rozradować moje serce. Uzdrowione przez Boga serce jest pełne radości bez względu na zewnętrzne okoliczności. Wiele byśmy mogli zmienić w swoim życiu, gdybyśmy przyznali się do swoich chorób i stanęli z nimi przed uzdrawiającym Jezusem, wierząc z olbrzymią pewnością, odwagą i radością, że dla Niego nie ma rzeczy niemożliwych.