Z ludu wzięci

Autor tekstu
ks. Andrzej Przybylski
Wróciliśmy w nocy z Paryża. Mieliśmy okazję uczestniczyć w święceniach kapłańskich w katedrze Notre Dame. Wszystko nas zaskoczyło. Spodziewaliśmy się doniosłej, ale skromnej uroczystości, a okazało się, że jesteśmy świadkami wielkiego święta kapłaństwa. Mimo, że u nas święci się większą liczbę kapłanów, to chyba nigdzie w Polsce nie było w tym roku takich tłumów na święceniach, jak właśnie w Paryżu.

Wróciliśmy w nocy z Paryża. Mieliśmy okazję uczestniczyć w święceniach kapłańskich w katedrze Notre Dame. Wszystko nas zaskoczyło. Spodziewaliśmy się doniosłej, ale skromnej uroczystości, a okazało się, że jesteśmy świadkami wielkiego święta kapłaństwa. Mimo, że u nas święci się większą liczbę kapłanów, to chyba nigdzie w Polsce nie było w tym roku takich tłumów na święceniach, jak właśnie w Paryżu. 

W środku katedra wypełniona do ostatniego miejsca, a na zewnątrz pełen plac ludzi. Kapitalne nagłośnienie, cztery duże ekrany telebimów pozwalały być blisko wielkich misteriów kapłaństwa. W sumie święcenia przyjęło 9 diakonów, z czego jeden został wyświęcony dla Kościoła w Wietnamie. Może ten ogromny brak księży wzmaga w ludziach większe rozumienie kapłańskiego powołania, budzi w nich większe poczucie odpowiedzialności za kapłanów? Czasem się coś docenia dopiero wtedy gdy coś się traci, lub czegoś zaczyna brakować. W ubiegłą sobotę, na placu przed Notre Dame czuło się właśnie takie wielkie zatroskanie o nowych kapłanów.

Przepiękna była przede wszystkim liturgia, która w wyjątkowy sposób podkreślała prawdę, że kapłan jest z ludzi brany i do nich posłany. Kandydaci do święceń nie stali w jednym szeregu, ale każdy z nich stał przed drzwiami katedry w otoczeniu swoich najbliższych. Kiedy rektor ich przedstawiał wypowiadali swoje “jestem” , a potem Ksiądz Kardynał wypowiadał decyzję, o tym, że Kościół wybiera tych braci na kapłanów. Diakoni dopiero wtedy stawali obok siebie i razem wchodzili do wnętrza katedry. Druga stacja była jeszcze przy drzwiach. Tutaj padały pytania o pragnienia i wolę przyjęcia święceń, życia w celibacie, modlitwy za Kościół. Tutaj też Ksiądz Kardynał odebrał od swoich przyszłych księży pragnienie posłuszeństwa. Dopiero po tym znaku diakoni wyruszyli do ołtarza, przy którym rzucili się krzyżem na surową i starą posadzkę Notre Dame i przyjęli sakramentalny gest nałożenia rąk i namaszczenia świętym olejami.

W czasie homilii Ksiądz Kardynał podkreślał, że od tej pory, wzięci z ludu stają się przez Boga posłani do tego ludu. Natychmiast po zakończeniu uroczystej celebracji młodzi kapłani weszli w tłum udzielając prymicyjnego błogosławieństwa.

Przypomniałem sobie, dzięki tym wyraźnym znakom, że kapłan nie jest dla siebie, że Bóg nie wybiera mnie dla mnie samego, a nawet nie dla mojego indywidualnego obcowania z Nim, ale dla ludu Bożego. Mam być do dyspozycji ludzi, rozdać się im nie szukając swojego. To bardzo trudne, ale niesłychanie ważne w kapłańskiej posłudze. Mamy przecież duże tendencje być dla siebie, dla swojego wąskiego kapłańskiego świata, dla swoich elitarnych celów i realizacji siebie.

Przeżyłem w Paryżu jakiś nowy wzrost nadziei, jakby wbrew nadziei, jakieś nowe poderwanie się Ducha Świętego, mimo tego, że świat ciągle trąbi, że Duch umarł. Byłem świadkiem ewangelicznego odradzania się Kościoła, który odradza się nie przez głośne ale płytkie rzeczy, lecz przez tajemnicę ziarna głęboko wrzuconego w ziemię i wybijającego się w roślinę. Lud wierny to ziemia na której rozwija się kapłaństwo. Ksiądz, który nie potrafi albo nie chce dać się wrzucić w tę ziemię, usycha z samotności i zgorzknienia. Bóg dał nam ziarno swojego kapłaństwa, po to, abyśmy wrzucili je w ziemię i przez to pozwalali Mu wzrastać w sercach ludzi.

Nieustannie fascynuję się tą radością tajemnicy kapłaństwa. Na placu przed katedrą Notre Dame, chciało mi się skakać z radości i dumy, że jestem kapłanem, że tak jak tych dziewięciu neoprezbiterów, również i ja mogę nieustannie przekonywać się, że Pan żniwa spełnia obietnicę i posyła swoich robotników.