Metody i środki nowej ewangelizacji

Autor tekstu
Jacek Dudzic
„Moja cywilizacja, która niegdyś rozpłomieniała apostołów, poskramiała gwałtowników, niosła wolność ludom niewolników, dziś nie potrafi już ani zapalać, ani nawracać” Antoine de Saint-Exupéry

„Moja cywilizacja, która niegdyś rozpłomieniała apostołów, poskramiała gwałtowników, niosła wolność ludom niewolników, dziś nie potrafi już ani zapalać, ani nawracać” Antoine de Saint-Exupéry 

Z tematem nowych metod, jakimi ma się posługiwać Nowa Ewangelizacja, nierozerwalnie związany jest jej nowy adresat. Jaki jest więc człowiek początków Trzeciego Tysiąclecia? Jest to pewnością:

1) człowiek komunikacji, którego podstawowym narzędziem poruszania się po świecie jest szybka, sprawna i zaawansowana technologicznie komunikacja; stąd potrzeby i oczekiwania człowieka naocznie się różnią od tych sprzed dwóch lub trzech dekad;

2) człowiek multimediów, poruszający się w przestrzeni audiowizualnej, gdzie dominują media elektroniczne, dostępne niemal wszędzie i dla każdego;

3) człowiek reklamy, który rozumie, że wszystko, co ma jakąkolwiek wartość, jest we właściwy sposób prezentowane i promowane;

4) człowiek obrazu, który posługuje się językiem wyobrażeń, komiksów i

wieloznacznych symboli;

5) człowiek formy, który niekoniecznie zwraca uwagę na treść i znaczenie, gdy forma

jest wystarczająco atrakcyjna i pociągająca;

6) człowiek samorealizacji, który jest zainteresowany rozwojem, doskonaleniem i osiąganiem postawionych sobie celów, nawet jeśli nie są one wzniosłe;

7) człowiek konsumpcji, który przyzwyczajony jest do tego, że ma w zasięgu ręki to, na co ma apetyt;

8) człowiek doświadczenia (przeżycia), który akceptuje tylko to, co jest żywe, doświadczalne i adekwatne do życia, a mniej jest zainteresowany teorią, ideą i abstrakcją;

9) człowiek globalny, dla którego świat nie stanowi tajemnicy, a bariery w jego dalszym poznaniu wydają się niewielkie;

10) człowiek migrujący, znajdujący w sobie wystarczająco dużo odwagi, by zerwać więzi i korzenie, i wędrować z miejsca na miejsce w poszukiwaniu lepszego życia;

11) człowiek wolny, z głęboką potrzebą swobody podejmowania osobistych wyborów;

12) człowiek zajęty, zdający sobie sprawę z tego, że kto traci czas i czeka, może spóźnić się na szybko odjeżdżający „pociąg“ do lepszej przyszłości;

13) człowiek ponowoczesny, żyjący w szybko zmieniającym się, sfragmentaryzowanym, postmodernistycznym świecie, w którym wartości są relatywne, a tradycyjne, logiczne i uporządkowane systemy przestają być uważane za adekwatne;

14) człowiek pochrześcijański, traktujący swoje chrześcijańskie korzenie jako część tradycji, która coraz częściej kojarzy mu się z czymś ciasnym, zbyt dogmatycznym i staroświeckim;

15) człowiek ezoteryczny, zainteresowany duchowością bez względu na jej charakter. 

Już samo spojrzenie na ten niepełny przecież portret nowego adresata ewangelizacji może uświadamiać, jak wielkie zadanie staje przed Kościołem. Jest nim przede wszystkim głoszenie w adekwatny sposób, tzn. w taki, aby orędzie Ewangelii było słyszalne, rozumiane i przyjęte. Aby jednak mogło być adekwatne, musi być na nowo sformułowane i do tego właśnie potrzebujemy nowych metod. Kiedy mówimy o nowych metodach, to mamy na myśli nowe a nie stare, opatrzone tylko etykietą „nowe”. Nowa Ewangelizacja potrzebuje odwagi poszukiwania i używania nowych metod na nowych Areopagach współczesnej cywilizacji. Św. Paweł mówił, że dla Greków stał się Grekiem, a w kontekście dzisiejszych realiów ewangelizatorzy sami muszą stać się niejako adresatami tego przesłania, z jakim idą. Oznacza to głębokie wejście w świat odbiorcy, zrozumienie jego potrzeb i sposobu myślenia po to, by właściwie to przesłanie sformułować.

Z pewnego rodzaju zażenowaniem należy zauważyć, że nadal w pewnych kręgach kościelnych możemy spotkać się z przekonaniem, iż nie ma potrzeby wprowadzać nowych metod duszpasterskich, skoro „te stare działają”. Przypomina to sytuację upartego wykorzystywania liczydła do prowadzenia rachunków przy biurku, na którym stoi nowoczesny komputer, obdarzony wielką mocą obliczeniową. Takie postawienie sprawy wiąże się zapewne z obawami, jakie rodzą nowe formy oraz działania w Kościele i należy to uznać do pewnego momentu za uzasadnioną reakcję. Trudno jest jednak zrozumieć przekonanie o niezawodności „starych” metod duszpasterskich w sytuacji, gdy coraz większe grupy młodych ludzi przestają regularnie uczęszczać do Kościoła.

Często myślimy o ewangelizowaniu jako o kerygmatycznym przepowiadaniu słowa Bożego. Jednak, aby do takiego przepowiadania mogło dojść i aby było ono skuteczne, potrzebne jest wpierw właściwe przygotowanie serc ludzkich i nawiązanie z nimi otwartego i uczciwego dialogu. Dialog ten nie wyklucza odpowiedniego prezentowania orędzia ewangelicznego w taki sposób, aby ukazać wiarę jako coś żywego, dynamicznego, adekwatnego i cennego. Nakazem chwili jest więc dzisiaj zdecydowane odkrycie na nowo preewangelizacji. „Do tego celu może służyć prawie niezliczona ilość środków, jak otwarte przepowiadanie, a także sztuka, badania naukowe, dociekania filozoficzne, prawidłowe rozbudzanie uczuć i tęsknot ducha ludzkiego” (Paweł VI, Adhortacja apostolska „Ewangelii nuntiandi”, Warszawa 1997, s.22). Wybitny francuski pisarz Antoine de Saint-Exupéry użył kiedyś przykładu, który świetnie ilustruje zadanie, jakie stawiamy przed tą „wstępną ewangelizacją”: „Jeśli chcesz zbudować statek, nie wysyłaj mężczyzn by zbierali drewno, nie wydawaj rozkazów i nie rozdzielaj pracy. Raczej zaszczep w nich tęsknotę za dalekim i nieskończonym morzem”. „Preewangelizacja polega na tym, by w ludziach – zwłaszcza tych, którzy nie znają jeszcze Ewangelii – obudzić pewne zapotrzebowania i pragnienia mające stanowić podstawę do zakomunikowania im treści ewangelicznych. Po takim przygotowaniu można przystąpić do właściwej ewangelizacji, to jest do głoszenia treści Ewangelii oraz objaśniania ich egzystencjalnego znaczenia” (A. Szewciw, Teologia ewangelizacji, Ecclesiastica 1(1992)7-9, s. 546-556).

Teologiczny podział ewangelizacji na etapy preewangelizacji, ewangelizacji i postewangelizacji jest częściowo teoretyczną konstrukcją, ponieważ elementy wszystkich tych etapów mogą się ze sobą przeplatać, a granice mniej lub bardziej zacierać. Praca duszpasterska ze współczesną młodzieżą powinna się cechować szczególną wrażliwością na „głoszenie wstępne”, a więc pobudzanie zapotrzebowania na prawdę i Boga. Jak wskazuje praktyka, często takie rozbudzanie tęsknoty i pomoc człowiekowi w jej zrozumieniu są dużo skuteczniejsze w przyciąganiu nastolatków do Kościoła, niż dogmatyczne głoszenie nauk, które w opinii odbiorców są często nacechowane wysokim stopniem abstrakcji i nie odpowiadają ich potrzebom. Z własnego doświadczenia ponad 20-letniej pracy ewangelizacyjnej mogę stwierdzić, że coś, co określam mianem „preewangelizacji egzystencjalnej”, jest witalną częścią procesu ewangelizacji ochrzczonych a niepraktykujących młodych katolików. Jej celem jest przetłumaczenie Ewangelii na język konkretu życia człowieka i ogłaszanie jej w taki sposób, aby jawiła się jako rzeczywiście życiowa i dająca alternatywną odpowiedź na pytanie o cierpienie, izolację, bezsens życia i zagubienie. Taka preewangelizacja jest zakorzeniona w ludzkiej egzystencji i ukazuje Chrystusa obecnego tu i teraz; stawia pytania i nie lęka się nie dawać prostych odpowiedzi, pozwalając przy tym adresatom ewangelizacji na samodzielne ich odkrywanie. „Preewangelizacja polega na tym, by uczyć współczesnych ludzi zdolności obserwowania rzeczywistości, w której żyją oraz zdolności wyciągania logicznych wniosków z tej obserwacji. Człowiek niezdolny do krytycznego i racjonalnego myślenia przyjmie raczej jakieś naiwne systemy i wierzenia niż chrześcijaństwo” (ks. Marek Dziewiecki, Jakiej formacji potrzebują dzisiaj kapłani?, Opoka).

Nowe środki wyrazu dla nowych metod

Wybór nowych metod jest ściśle związany ze środkami wyrazu, czyli z językiem, jakim będziemy się posługiwać w naszym przepowiadaniu. Ewangelizacja dzisiaj musi bazować na istnieniu wspólnoty semantycznej pomiędzy głoszącym a jego słuchaczem. Mamy z nią do czynienia wtedy, gdy język, w którym jest głoszone orędzie, jest zrozumiały dla każdego, kto mówi czy słucha. Aby tak się stało, niezbędne jest zaangażowanie takich środków wyrazu, jakie są bliskie, atrakcyjne i czytelne dla adresata ewangelizacji. Nie można się, niestety, w pełni zgodzić z tymi wypowiedziami, według których Kościół nie powinien starać się przedstawiać swojego orędzia w nowoczesny sposób, biorąc w ten sposób jakoby udział w aukcji na wolnym rynku proponowanych człowiekowi idei. Trzeba to stwierdzić w całą mocą: głos Kościoła musi być klarowny i czysty, ale jednocześnie i wyraźnie słyszalny, aby człowiek początku trzeciego tysiąclecia nie mógł nie słyszeć zaproszenia do głębokiej i odnawiającej relacji ze Zbawcą. Na Kościele spoczywa ogromna odpowiedzialność, aby głos swój uczynić słyszalnym. Do Boga zaś należy, by nadać mu przekonywującą i nawracającą moc. Warto się zastanowić, czy nieodpowiednio dogłębne podejście do wypełnienia naszej odpowiedzialności za uczynienie Ewangelię dostępną współczesnemu człowiekowi nie jest czasem jednym z powodów coraz większych trudności, na jakie napotykają katecheci i duszpasterze w pracy z młodzieżą.

Wydaje się, że prezentowane tu podejście do ewangelizacji jest nakazem czasu i trzeba uczynić wszystko, aby coraz więcej osób w Kościele było świadomych, jak dzisiaj powinniśmy interpretować słowa św. Pawła o ciążącym na nas obowiązku głoszenia Dobrej Nowiny (zob. 2Kor 9,16). „Kościół byłby winny przed swoim Panem, gdyby nie używał tych potężnych pomocy, które ludzki umysł coraz bardziej usprawnia i doskonala”( Paweł VI, Adhortacja apostolska „Ewangelii nuntiandi”, str.45). Myśl ta wydaje się dziś aktualna, jak nigdy dotąd. Poniekąd dyskutowanie o wykorzystaniu internetu, obrazu, środków audiowizualnych, muzyki czy filmu do ewangelizacji (również do katechezy) może wydawać się dziś anachronizmem, a jednak nadal środki te są w niewystarczającym stopniu przez Kościół stosowane do ewangelizacji. Nauczyliśmy się posługiwać nowoczesnymi technologiami do komunikacji wewnątrz wspólnoty Kościoła, ale na zewnątrz przychodzi to nam z trudem i raczej jest to okupione porażkami niż sukcesami. Stosowanie elektronicznych mediów do głoszenia Ewangelii wydaje się być szczególnie ważne w odniesieniu do nowego adresata ewangelizacji. Tzw. katolickie media, a więc telewizja czy radio, są najczęściej sprofilowane do odbiorcy tradycyjnego, starszego i bardzo pobożnego. Dla młodego człowieka ery ponowczesności są one najczęściej nudne i operujące hermetycznym, niezrozumiałym i wysoce nieatrakcyjnym językiem. Określanie więc tych mediów mianem ewangelizacyjnych jest kontrowersyjne. Odpowiedź na pytanie, dlaczego z jednej strony mamy do czynienia z wielkim głodem duchowym, a z drugiej – przynajmniej w Europie Środkowej – ze wzrastającą niechęcią i odwracaniem się od Kościoła, jest prosta: ludzie uważają, że Kościół jest nudny. Są przyzwyczajeni do profesjonalnych prezentacji medialnych i dlatego wiele kazań oceniają jako monotonne, zbyt abstrakcyjne i za długie. Współczesny świat wysoko postawił poprzeczkę – ludzie chcą wybierać to, co najlepsze, nawet w odniesieniu do swoich potrzeb duchowych. Byłoby błędem sądzić, że odwieczna prawda bez problemu przebije się poprzez formę, która sama w sobie jest zniechęcająca. 

Kiedy na nowo rozważamy kwestię ewangelizacji, nie możemy zapomnieć, że jest ona tylko początkiem pracy. Jeśli w poszukiwaniu nowego zapału, metod i środków wyrazu na samej tylko ewangelizacji się zatrzymamy, a nie podejmiemy poważnej dyskusji nad kształtem pracy duszpasterskiej, prędzej czy później staniemy się owymi ewangelicznymi starymi bukłakami, do których nowego wina nie nalejemy. A jeśli nawet uda nam się to zrobić, mogą one nie wytrzymać jego ciśnienia i ulec zniszczeniu.

/artykuł udostępniony dzięki życzliwości redakcji Studiów Gdańskich/