Kapłan jak grób

Autor tekstu
ks. Zbyszek Wądrzyk
Co ma wspólnego kapłan i grób? Może to, że milczy jak grób – zachowując tajemnicę spowiedzi. A może coś więcej?W życiu spotkałem bardzo różnych kapłanów: otwartych i zamkniętych, zaangażowanych i nieobecnych, pracowitych i leniwych, oddanych i egoistów, radosnych i ponurych, spokojnych i krzykaczy, pokornych i pyszałków. Już dawno wyleczyłem się z udawania, że jak ktoś jest księdzem, to musi być z definicji nieskazitelny.

Co ma wspólnego kapłan i grób? Może to, że milczy jak grób – zachowując tajemnicę spowiedzi. A może coś więcej?

W życiu spotkałem bardzo różnych kapłanów: otwartych i zamkniętych, zaangażowanych i nieobecnych, pracowitych i leniwych, oddanych i egoistów, radosnych i ponurych, spokojnych i krzykaczy, pokornych i pyszałków. Już dawno wyleczyłem się z udawania, że jak ktoś jest księdzem, to musi być z definicji nieskazitelny.

Taki obraz pozostał we mnie po formacji seminaryjnej, w której nie nauczyłem się przyjmowania prawdy, że będąc księdzem pozostanę zawsze grzesznikiem. Owocem tego było morze niepotrzebnych frustracji i nerwów, a ile zakłamania przed sobą i ludźmi. Akceptacji swojej grzeszności w stanie duchownym nauczyłem się na kursie Filipa, po którym radość z posługi kapłańskiej wzrosła o 1000%. Ucieszyłem się, że jestem taki sam, jak ci, do których Pan mnie posłał. Przebaczyłem sobie i innym kapłanom, że nie dajemy rady w walce z rozlicznymi „przeciwnikami”. Pierwszym, jak mi się wydaje, wrogiem kapłana jest jego własna wizja kapłaństwa. Mnie niszczyła wizja „grzecznego księdza”, przy czym „grzeczny” oznaczało niemalże wysterylizowany. Do dziś jeszcze odbija się mi tamtą pomyłką. Drugi wróg to nienawiść i brak przebaczenia. Gdy z dobrymi ideałami ksiądz trafia do parafii, w której nie znajduje zrozumienia a może samą krytykę, grozi mu, że zamknie się w sobie. To właśnie brak przebaczenia, a nie zły proboszcz czy wikary, może okazać się gwoździem do trumny, do śmierci ideałów. A przebaczać na plebanii trzeba czasem 77 razy dziennie. Może też takim wrogiem jest ciągnąca się jak kula u nogi niepojednana przeszłość, jakieś nieuzdrowione, bo nieprzebaczone a czasem nawet nienazwane rany z dzieciństwa. Trzecim wrogiem jest pycha, chęć pouczania innych, osądzania, poprawiania, a do tego wszystkiego zasłanianie swojej wielebnej nadętości mandatem Kościoła. Ale najciekawszy jest ten ostatni „wróg” – Ewangelia. To ona nie daje kapłanowi spokoju, męczy go, wciąż przypomina o ubóstwie i ciasnej bramie ucha igielnego, o podaniu ręki wrogowi, o biedakach szukających Boga, o tym, że komu więcej dano, więcej będzie się wymagać, o tym, że trzeba uciąć sobie grzeszną rękę itp. Ewangelia depcze mu po piętach, parzy w stopy, naciska na odcisk, soli ranę i najgorsze, że nie ma na nią znieczulenia - chyba, że niewiara… Wobec tylu wyzwań kapłani przyjmują różne postawy, które porównałbym do grobów:

Grób pobielany: Z zewnątrz idealny. Wszystkie przepisy prawa przestrzega, nie można się do niczego przyczepić. Chętnie potępia ludzkie grzechy, a wraz z nimi grzeszników, myśląc, że na tym polega służba Bogu. Gdy ludzie zwrócą mu uwagę, że nie ma miłosierdzia, a czasem nawet zwykłej kultury, wtedy wpada w święte oburzenie, czując się prześladowanym za wiarę. Gdy jednak schodzi z ambony i znika w czeluściach swojej norki, wyłazi z niego cały ten stres bycia heroicznym obrońcą świętości Boga i poprzez różne nałogi rekompensuje sobie brak czułości, czy ludzkiej sympatii. Jego sposobem na życie jest strach. Uważa, że ludzie muszą się bać, żeby szanować. Nigdy nie doświadczył miłości i żyje tak, jakby miłość była tylko reklamowym hasłem Ewangelii. Głosi Ewangelię śmierci w myśl dewizy: lepsze przyjdzie dopiero po śmierci, a teraz cierp. Ewangelia życia jest mu obca i tak daleka jak przebaczenie winowajcom, które pozostaje dla niego wieczną teorią, całkiem niepraktyczną.

Grób monumentalny: Pierwsze wrażenie to: nie dotykaj, bo pobrudzisz. Elegancki, robi wrażenie na przechodniach, zachwyca elokwencją, towarzyską ogładą, choć czasem może tylko błyszczącym lakierem na włosach, butach i karoserii. Jest ogrodzony ładnym płotkiem, że strach go przekroczyć. Dystans i respekt to jego dwa atuty, na które liczy, a które z czasem stają się jego więzieniem, które dla niepoznaki nazywa azylem. Czasem zazdrości sąsiednim grobom, że są częściej odwiedzane, a przecież nie są ani tak wartościowe jak on, ani w ogóle warte uwagi. Szuka doskonałości, znajduje ją w rutynie. Ona uwalnia go od bolesnego poszukiwania sensu tego, co robi. Chciałby, żeby ludzie stawiali na nim tylko markowe świeczki, bo na to zasługuje. Ma awersję do brudu i ubóstwa.

Grób zaniedbany: Już pierwszy rzut oka pokazuje, że ma problem. Doświadcza swojej słabości tak mocno, że bliski jest kapitulacji. U ludzi budzi litość, ale i zrozumienie. Potrafi trafić do serca wiernych, bo nie ukrywa prawdy. Pomimo swoich słabości nie zależy mu na ludzkiej opinii a na łasce Bożej. Nie wierzy, że może być dla ludzi dobrym pasterzem, że godzien jest miłości. Boi się modlić, lecz ciągle próbuje. Szuka szczerze, ale nie ma dobrego przewodnika, który mógłby go oczyścić i poprowadzić.

Grób Nieznanego Żołnierza: Ma bardzo wielu znajomych, prowadzi bogate życie towarzyskie. Dobrze spełnia swoje obowiązki, które rozumie tak: od święta ładnie się zaprezentować, zadowolić gawiedź, tak by pochwalili uroczystość. Sobą staje się jak się cała szopka skończy. Wtedy szybko przebiera się i zaczyna prawdziwe życie, głównie oddając się swoim pasjom, hobby, spotkaniom, niekończącym się plotkom, których tematem są równie często groby zaniedbane, co wszelakiej maści nowinki światowe. Wśród milionów tematów nie pojawia się jednak temat „Nieznanego żołnierza”, bo budzi w nim zażenowanie i nic tak naprawdę o Nim nie umie powiedzieć, poza paroma zapamiętanymi przez ciągłe powtarzanie formułkami. Czasem wieczorami dopuszcza do siebie krępujące pytanie: „kim był naprawdę ten Nieznany Żołnierz?” i „co ja właściwie robię?”, ale z tego myślenia nic nie wynika, bo z nastaniem poranka te ponure myśli rozpływają się wobec radości planowanych imprez.

Pusty Grób Jezusowy: W swoim sercu skrywa tajemnicę miłosierdzia Boga. Ci, co do niego wchodzą sycą się tą tajemnicą, czują ożywiającą Obecność, która przynosi pokój. Jest świadkiem wielkich cudów wskrzeszenia duszy ludzkiej. Choć tajemnica spowiedzi zamyka mu usta, serce śpiewa z radości. Nie potępia i nie oskarża, raczej podtrzymuje w nadziei. Dla świata jest wyrzutem, bo nie ceni sobie ani władzy, ani pieniędzy. Gdy otwiera usta by nauczać, sam staje się pierwszym słuchaczem. Ciągle czuje się uczniem. Ma świadomość, że sam z siebie jest pusty, a tylko z łaski stał się Grobem samego Jezusa. Jego kazania nie są napuszone, nie ociekają nienawiścią do złego świata, raczej spokojnie budują nadzieję jutra oświeconego blaskiem zmartwychwstania. Na jego twarzy odbija się poranek radości paschalnej. Jest miejscem licznych pielgrzymek, a z czasem trzeba do niego rezerwować miejsce.

Oczywiście, to nie wyczerpuje całej prawdy o trudnej posłudze kapłańskiej, wobec której chylę głowę. Czasem te postawy się mieszają: dziś mam lepszy dzień - jutro gorszy. Ja sam kiedyś, gdy miałem właśnie te gorsze dni, zapytałem Jezusa, dlaczego właściwie powołał mnie do kapłaństwa? Pan zapytał mnie, czy na pewno chcę znać odpowiedź, więc się chwilę zastanowiłem, ale chęć pocieszenia i usłyszenia czegoś o swoich zaletach wygrała i powiedziałem „chcę”. I w głębi serca usłyszałem zaskakującą odpowiedź śmiejącego się Jezusa: „Bo się do tego najmniej nadawałeś”. Co za ulga… On przynajmniej o tym wie :) . Pozdrawiam wszystkich grzesznych kapłanów – moich braci w Chrystusie.