Pan Bóg nie mógł mnie już niczym zaskoczyć

Autor tekstu
Ks. Marek Modzelewski
Św. Jan Paweł II w adhortacji Pastores dabo vobis (1992) pisał: „Kościół jest Ciałem, w którym Chrystus jest obecny i działa jako Głowa, ale jest także Oblubienicą, która jako nowa Ewa bierze początek z otwartego na krzyżu boku Zbawiciela: dlatego Chrystus jest przy swoim Kościele, żywi go i pielęgnuje (por. Ef 5, 29), składając w ofierze za niego swoje życie.

Św. Jan Paweł II w adhortacji Pastores dabo vobis (1992) pisał: „Kościół jest Ciałem, w którym Chrystus jest obecny i działa jako Głowa, ale jest także Oblubienicą, która jako nowa Ewa bierze początek z otwartego na krzyżu boku Zbawiciela: dlatego Chrystus jest przy swoim Kościele, żywi go i pielęgnuje (por. Ef 5, 29), składając w ofierze za niego swoje życie.

Zgodnie ze swym powołaniem, kapłan winien być żywym obrazem Jezusa Chrystusa Oblubieńca Kościoła. Oczywiście, pozostaje zawsze we wspólnocie, do której jako chrześcijanin należy razem ze wszystkimi innymi braćmi i siostrami wezwanymi przez Ducha, ale na mocy swego upodobnienia do Chrystusa, Głowy i Pasterza pełni wobec wspólnoty funkcję oblubieńczą. O ile na nowo uobecnia Chrystusa Głowę Pasterza i Oblubieńca Kościoła, kapłan zajmuje miejsce nie tylko w Kościele, lecz także wobec Kościoła. Jest zatem powołany, by w swoim życiu duchowym realizować miłość Chrystusa Oblubieńca do Kościoła Oblubienicy. Jego życie powinno więc być oświecane i formowane także przez ten aspekt oblubieńczy, który każe mu dawać świadectwo oblubieńczej miłości Chrystusa […].

Pozwólcie, że rozpocznę moje osobiste świadectwo od tych ważnych słów, które pochodzą z dokumentu Ojca Świętego dotyczącego formacji kapłanów we współczesnym świecie. Chciałbym opowiedzieć o mojej posłudze kapłańskiej w Kościele Domowym, gałęzi rodzinnej Ruchu Światło-Życie założonego przez Czcigodnego Sługę Bożego księdza Franciszka Blachnickiego. Na czym polega ta posługa? Najważniejszą jej cechą jest rzeczywista obecność kapłana w Kościele Domowym. Od razu muszę zrobić małe zastrzeżenie: w posługiwaniu nie można tylko ujawnić czy zaznaczyć swoją obecność. Kapłan nie jest tu na wszelki wypadek. Tu chodzi o to, aby naprawdę być stale dla ludzi. Kapłan towarzyszy więc z założenia małżonkom i całym rodzinom na ich drodze do świętości. Tu, w tak rozumianej  wspólnocie, małżeństwa otrzymują od księdza duchowe wsparcie w odkrywaniu i wypełnianiu swoich podstawowych zadań. Z kolei ksiądz, który prowadzi w ten sposób swoją posługę, jest obdarowany szczególnym świadectwem miłości oblubieńczej małżonków żyjących w małżeństwie i w rodzinie.

W Ruchu Światło-Życie znalazłem się na początku swojej drogi kapłańskiej. W roku 2002 zaczynałem pracę w Oazie Dzieci Bożych i Oazie Młodzieżowej. Po kilku latach zetknąłem się z gałęzią rodzinną Ruchu. Pan Bóg dał mi łaskę poznania charyzmatu Światło-Życie.

Myślę, że dzisiaj zdanie „Bóg jest miłością” często brzmi jak slogan. Być może wynika to z tego, że oddzieliliśmy wiedzę umysłu od wiedzy serca. Nauczyliśmy się, że Bóg jest miłością. Ta wyuczona i oczywista prawda jest od najmłodszych lat silnie zakodowana w naszych umysłach. W jakimś sensie może już nie przechodzić przez nasze serca. Powinna poruszać do żywego. Powinna zdumiewać. Wpływać na życie każdego z nas.

Był taki moment w moim życiu kapłańskim, że prawdę o miłującym Bogu przyjmowałem głównie w moim umyśle. Nie zadawałem sobie pytań, czy naprawdę wierzę w to, że Bóg mnie kocha. Czy jestem pewien Jego akceptacji i czułej miłości? Odbierałem tę kwestię jak należy – całym swoim umysłem. Mentalnie. Czegoś w tym brakowało, ja jednak nie zdawałem sobie z tego sprawy. W którymś momencie zdecydowałem, że Ruch Światło-Życie to moja droga. Zacząłem czytać książki księdza Franciszka Blachnickiego, jeździć na rekolekcje, odkryłem, że szczególną diakonią w tym ruchu jest modlitwa. Wydawało mi się, że w pełni zrozumiałem wszystko. Bo zrozumiałem. Pan Bóg nie mógł mnie już niczym zaskoczyć. Dopiero później dostrzegłem, jak małe jest moje serce, skoro sam sobie wydaję się osobą na odpowiednim poziomie duchowym. We własnych oczach byłem już człowiekiem zahartowanym w duchowej walce. Moje zmagania prowadziłem na pustyni wiary bardzo „poukładanej wewnętrznie”. Taka postawa zamknęła mnie na Bożą miłość. Tyle mówiłem o Jego miłości, a przecież jej nie doświadczałem.

Myślę, że Pan Bóg posłużył się dziełem Światło-Życie, aby otworzyć mi serce. Wtedy naprawdę mnie zadziwił. Zobaczyłem, że posługa wśród młodzieży i rodzin pozwala mi na nowo odkryć, czym jest moje posłannictwo, które zlecił mi Pan, powołując mnie na kapłana. Odkryłem ponownie, że moje życie należy do Jezusa, do Kościoła, a mój czas to czas, który należy do ludzi, jakich Bóg stawia mi na drodze. Odczułem wyraźnie, że Bóg mnie kocha w sposób osobisty, że Jego miłość nie jest piękną abstrakcją, nie jest anonimową i bezosobową rzeczywistością, lecz jest skierowana bardzo konkretnie – właśnie do mnie. Bóg chciał mnie dla samego siebie. Pozwoliłem, by zaskoczył mnie swoim Słowem. W moim sercu zrodziło się pragnienie modlitwy jako przestrzeni, która jest święta. Dałem się tym razem uwieść Bogu jako Temu, który mnie kocha. To już nie była wiedza dla umysłu, ale wiara serca.

Dziękuję dobremu Bogu za ten Ruch. Nieraz przychodzi pokusa, by odpuścić sobie czas na modlitwę, na rozważanie Słowa i są chwile, że ulegam pokusie. Czasami idę na spotkanie w kręgu, bo wiem, że trzeba. Jednak kiedy słucham świadectw ludzi o tym, jak walczą o swoje życie duchowe, o swój wzrost we wspólnocie małżeńskiej, to mnie bardzo wzmacnia, nabieram siły. Przechodzę od „muszę tam iść” do „chcę tam być”. Pan Bóg daje mi łaskę, abym starał się ukazywać swym życiem i zaangażowaniem obraz Chrystusa Dobrego Pasterza.

Jestem głęboko wdzięczny Bogu za Ruch Światło-Życie, za osobę księdza Franciszka Blachnickiego, za ludzi, których Bóg stawia na mojej drodze kapłańskiego życia. Chwała Panu!