Zdjęcia z wakacji

Autor tekstu
ks. Andrzej Leszczyński
Wakacyjne wędrówki w większości są już za nami. Pozostały wspomnienia, płyty ze zdjęciami, także nauka. Bo przecież stara zasada mówi o niej jako następstwie podróżowania i sprawdza się ciągle. Wiadomo: „podróże uczą”. Chciałbym sięgnąć do wakacyjnych zdjęć. Każde z nich może stanowić ciekawą opowieść i nie chodzi tylko o sposób ustawienia i uśmiech bądź jego brak. Zauważyłem zresztą jakiś zdjęciowy renesans. Dotyczy to przynajmniej ślubów, które w ostatnim czasie błogosławiłem. Jakoś rzadko była w użyciu kamera, częściej tylko sam aparat. Film oglądać można często bezrefleksyjnie, o zdjęciach można coś powiedzieć. Trzeba się nad nimi pochylić. Bo w życiu w ogóle warto się pochylać …

Wakacyjne wędrówki w większości są już za nami. Pozostały wspomnienia, płyty ze zdjęciami, także nauka. Bo przecież stara zasada mówi o niej jako następstwie podróżowania i sprawdza się ciągle. Wiadomo: „podróże uczą”. Chciałbym sięgnąć do wakacyjnych zdjęć. Każde z nich może stanowić ciekawą opowieść i nie chodzi tylko o sposób ustawienia i uśmiech bądź jego brak. Zauważyłem zresztą jakiś zdjęciowy renesans. Dotyczy to przynajmniej ślubów, które w ostatnim czasie błogosławiłem. Jakoś rzadko była w użyciu kamera, częściej tylko sam aparat. Film oglądać można często bezrefleksyjnie, o zdjęciach można coś powiedzieć. Trzeba się nad nimi pochylić. Bo w życiu w ogóle warto się pochylać …

Zdjęcie pierwsze i opowieść pierwsza dotyczy przyjaźni. Po raz kolejny z moim przyjacielem - księdzem spędzaliśmy wakacje, tym razem jednak nasze dwuosobowe dotychczas „grono” zostało poszerzone o dwie rodziny. Zrobiła się z tego apostolska liczba, choć ściśle trzeba powiedzieć o jeszcze jednej osobie. Termin jej narodzin to koniec listopada, prawdopodobnie dziewczynka. Na tym zdjęciu jesteśmy wszyscy razem. Chłopaki z rękami na ramionach, dorośli z racji wzrostu na drugim planie. Na trzecim urzekający krajobraz, jak to na wakacjach, o piękne tło nie jest trudno. Po to zresztą też się podróżuje. Wspólne były nie tylko miejsca, do których docieraliśmy, ale przede wszystkim spotkania. Rozmowy i takie poczucie jak byśmy znali się już długo. Wzajemne pochylanie nad doświadczeniem życia.

Na drugim zdjęciu planem jest świeżo skoszone pole. Krajobraz pozamiejskiej środkowej Polski w środku lata. Niezmienny, a przy tym urzekający. Zmianę i ruch widać pośród ludzi. Idą w jednym kierunku w dużej grupie. To jedna z pięciu pielgrzymkowych grup pieszej pielgrzymki. I druga opowieść. O doświadczeniu Kościoła, który wędrując opisuje samego siebie. W większości młodzi ludzie, pośród nich kapłani, siostry zakonne, klerycy. Zjednoczeni w trudzie pielgrzymowania, modlitwie, wspólnocie wiary. Dla mnie zawsze jest to miejsce, w którym rodziło się moje powołanie, teraz się umacnia. Zadziwiająca jest prostota ludzkich relacji i szybka umiejętność podejmowania ważnych rozmów. Jakby bez długich wstępów „o wszystkim i o niczym”. Przeżywam to każdego roku i ciągle w nowy sposób. Ciesząc się obecnością kapłańskiej wspólnoty, w której szczerość i radość bycia razem nie jest jakąś fasadą i pozoranctwem. Pochylenie ma postać podania ręki czy wody w upalny, kolejny pielgrzymkowy dzień.

Radość doświadczenia wspólnoty to treść trzeciego zdjęcia. Siedzimy razem w szkolnej klasie. Zamiast ławek nasze karimaty, materace i śpiwory. Niektórzy mają czerwone koszulki z logo, które stanowi nazwa młodzieżowej wspólnoty. Przeżywamy czas wakacyjnych rekolekcji, których tematyka dotyczy ewangelizacji. Szkolna klasa staje się miejscem, w którym realizujemy zadanie podsumowujące te rekolekcje. Każdy z uczestników ma głoszenie na temat jednego z punktów kerygmatu. Niemal dla wszystkich jest to nowe, pierwsze takie doświadczenie. Ważnym elementem jest osobiste świadectwo, które ukazuje działanie Bożej łaski w konkretnym wydarzeniu życia. To coś innego niż zwierzenia. Niezwykła otwartość młodych serc, wzruszenie i wdzięczność Bogu, który porusza ludzkie serca. Głoszących i słuchających. Tych, którzy pochylają się nad wydarzeniami prześwietlonymi Bożą obecnością.

Ostatnia opowieść nie została uwieńczona na zdjęciu. Jest nieco smutna. Od kilkunastu lat w okresie wakacyjnym wraz ze swoim ojcem odwiedzam jego rodzinne strony. Przebieg tego wyjazdu stał się niemal rytuałem. Jest w nim ważny punkt, który stanowi cmentarz. Tam spoczywają rodzice taty, moi dziadkowie. Modlitwa przy grobie połączona jest z intencją Mszy świętej, o którą proszę proboszcza parafii. W tym roku wspólnie też - proboszcz, wikariusz i ja - sprawowaliśmy Mszę świętą. Modlitwa w tamtym kościele wróciła do mnie po ponad dwóch miesiącach, gdy w gronie odpowiedzialnych za naszą internetową stronę o kapłanach rozmawialiśmy o planach, pomysłach i zamierzeniach. Dzieliliśmy się wybranymi treściami strony. Mówiliśmy m.in. o intencjach. Jedna przesłanych i już podejmowanych na modlitwie dotyczyła sposobu sprawowania Mszy świętej. Nie był to głos „nawiedzonej dewotki”, lecz odruch serca, które wołało o kapłańskie serce. Tak właśnie było wtedy, podczas tej Eucharystii w kościele parafialnym moich dziadków. Zabrakło serca w pochyleniu się nad tajemnicą najważniejszą. Modlę się za tego kapłana, ale też za siebie. O to, by się pochylać.